13 marca 2015

Takich wariatów jak ja nie ma zbyt dużo, ale są. Co roku w oscarową noc z niedzieli na poniedziałek siadamy przed telewizorem i na żywo oglądamy rozdanie złotych figurek. Męczą nas długie przerwy reklamowe, około 4 nad ranem ciężkie powieki, ale najbardziej męczy nas tłumaczący na żywo lektor. Czy on jest nam w ogóle potrzebny?

Dla kogo jest ten oscarowy tłumacz?

Tłumacz oscarowej gali jest dla tych, którzy ni w ząb nie znają angielskiego. Dla tych, którzy, słuchając wersji oryginalnej, pogubiliby się w wątkach i nie rozumieli treści często bardzo poruszających podziękowań. Tylko moje pytanie brzmi: ile takich maniaków siedzi całą noc przed telewizorem i ogląda galę? To przecież trzeba mieć nie po kolei w głowie. Poza tym nazwisk twórców i - coraz częściej - tytułów filmów i tak się nie tłumaczy. Bez tłumacza zatem nie umknęłoby nam to, kto zgarnął nagrody, bo po angielsku Nicole Kidman to też "Nicole Kidman".

Telewizja z lektorem i bez

Podobno już tylko w polskiej i rosyjskiej telewizji istnieje jeszcze taka instytucja jak lektor, czyli jeden głos czytający naszą wersję językową listy dialogowej, a w jego tle słyszymy oryginalną ścieżkę filmu. W Niemczech czy Czechach filmy i seriale są z dubbingiem, natomiast w krajach skandynawskich od wielu, wielu lat wyświetla się je z napisami. Tym sposobem norweski czy szwedzki widz słucha języka oryginalnego (najczęściej angielskiego), a tylko wspomaga się tekstem wyświetlonym u dołu ekranu. Niby nas to dziwi, ale przecież nasze filmy kinowe pokazywane są tak samo. Dlaczego w telewizji też nie może tak być? Mam taką teorię, że między innymi dzięki tej dostępności programów z napisami Skandynawowie tak świetnie mówią po angielsku. Na pewnym etapie nauki języka obcego częste słuchanie prawdziwych dialogów Amerykanów czy Brytyjczyków uczy wymowy (pojedynczych głosek, połączeń międzywyrazowych i intonacji całych zdań) lepiej niż jakiekolwiek lekcje języka. Sama zalecam moim uczniom oglądanie ulubionych filmów czy seriali, nawet wielokrotnie, po angielsku, ewentualnie z napisami. Gdy Polak mówi po angielsku, zawsze słychać, że to Polak - choćby dlatego, że każdy wyraz wymawia oddzielnie. Nie wspominam tu o wymowie pojedynczych głosek, szczególnie samogłosek, które zdradzają jego język ojczysty. Chodzi mi raczej o to, że nie jest osłuchany w melodii języka, którego się uczy i to słychać w jego wypowiedziach. Wyjątkiem są Polacy, którzy mieszkali za granicą i tam osłuchali się wśród znajomych. Wystarczy posłuchać, jak pięknie po angielsku mówi Izabella Miko (pierwsza współczesna polska aktorka, która w amerykańskim filmie grała Amerykankę, nie imigrantkę z Rosji czy innego egzotycznego dla USA kraju - właśnie ze względu na swój brak polskiego akcentu) czy Radek Sikorski (absolwent uniwersytetu w Oksfordzie).

Słuchać i mówić naraz

Wygląda więc na to, że i podczas gali rozdania Oscarów telewizja koniecznie chce, by ten lektor z nami był. A on jest dla nas wielkim luksusem. Ten tłumacz, który zmóżdża się przez tych kilka godzin i przekłada z obcego na nasze, wykonuje niemożliwą wręcz pracę słuchania i mówienia naraz tylko po to, żeby nie umknęły nam najważniejsze rzeczy z przebiegu tego wieczoru. Właśnie taki rodzaj tłumaczenia, kiedy słuchamy i mówimy w tym samym czasie to tłumaczenie symultaniczne - najtrudniejsza forma przekładu. Tłumacz symultaniczny to bardzo dobrze płatny zawód. Może pracować tylko kilka godzin dziennie i tylko 20 minut w jednym ciągu, dlatego zazwyczaj tłumacze pracują parami, wymieniając się właśnie co 20 minut. Ostatnie Oscary też tłumaczyło dwóch gości, ale mieli tak podobne głosy, że nawet się nie zorientowałam, dopóki się nie przedstawili na samym końcu. Tak zwykle tłumaczy się podczas międzynarodowych kongresów - tłumacze pracują wtedy w kabinach.

Z przerwami

Drugim rodzajem tłumaczenia ustnego jest tłumaczenie konsekutywne, które wygląda tak, że osoba, której słowa tłumaczymy, co kilka słów lub zdań robi pauzę, aby tłumacz miał czas przekazać treść słuchaczom. To też wcale nie jest takie proste, bo musimy zapamiętać czasem długi fragment (kilka zdań) wypowiedzi i potem składnie i do kupy je ułożyć w drugim języku. Tak często tłumaczy się przemówienia, a tłumacz zwykle stoi obok przemawiającego.

My, mówiący po angielsku

Mam sporo znajomych, którzy pasjonują się filmem. Znam kilku dyplomowanych aktorów. Wiele osób z mojego otoczenia ma dość obszerną wiedzę o filmie i śledzi bieżące wydarzenie kulturalne, często chodzi do kina. I wiecie co, każdy z nich potrafi się porozumiewać po angielsku. Może nie wszyscy płynnie, ale każdy ma podstawy, by się komunikować. Zaczęliśmy się uczyć angielskiego 10, 15, a niektórzy 25 lat temu (to ja). W 25 lat naprawdę da się go nauczyć na tyle, żeby zrozumieć choćby zarys słuchanej rozmowy. I to właśnie my, zdrowo walnięci dzisiejsi 20- i 30-latkowie, zarywamy niedzielno-poniedziałkową noc, żeby oglądać galę Oscarów na żywo. My i dziennikarze, którzy muszą znać wyniki od razu, ale oni też znają angielski. Nam ten tłumacz nie jest potrzebny. My chcemy wysłuchać żartów prowadzącego, których tłumacz i tak błyskawicznie nie przełoży należycie, chcemy usłyszeć, jak właściwie powinno się wymawiać nazwiska znanych aktorów, chcemy usłyszeć wszystkie szczegóły, w tym urocze podziękowanie odbierającego nagrodę Pawła Pawlikowskiego, które całkowicie zagłuszył nam tłumacz. Chcemy, żeby nikt nam w tym nie przeszkadzał. Chcemy tego tłumacza wyłączyć. Tłumaczu, ćśśśśśś.

Tak wyglądaliśmy w tym roku. Wariaty, co się ubrały odświętnie i oglądały razem galę w nocy w Miejscu Chwila, kiedy normalni ludzie spali. Ot banda debili. To właśnie my. fot. Richard Hade

Jak tłumaczyć humor?

No właśnie, z tym humorem jest największy problem, bo gala oscarowa w zasadzie składa się z zabawnych zapowiedzi, wyczytania nazwisk nominowanych, podziękowań, które też nieraz są przyprawione żartami, i piosenek. Wszystko ma być lekkie, dowcipne, łatwe w odbiorze. Piosenek się nie tłumaczy (dzięki bogom!), nazwisk nie trzeba, tytułów często też nie. Ale co z dowcipami? Podczas gali na żywo nie słyszę wszystkich, bo przeszkadza mi lektor. Chcę się śmiać razem z publicznością, ale nie dosłyszałam żartu, bo tłumacz go zagłuszył, pominął lub spalił. I wiem, dlaczego tak się dzieje - humor to bardzo twardy orzech dla tłumacza. Wielu żartów nie da się przetłumaczyć wcale, a co dopiero teraz, już, na szybko, na żywo. Można sobie z nimi radzić na różne sposoby.

Nic się nie stało

Gdy żart jest zbyt trudny do przetłumaczenia, a czasem zdarza się, że wręcz niemożliwy, można i nawet trzeba go po prostu pominąć. Zdarza się, że nawet doświadczeni tłumacze w takich sytuacjach mówią swoim klientom: "Teraz pan prezes powiedział żart, ale nie da się go przetłumaczyć, więc proszę się po prostu zaśmiać". Przykładem pominiętego żartu na ostatniej oscarowej gali był komentarz prowadzącego o kreacji jednej z laureatek - sukni z wieloma okrągłymi pomponami. Neil Patrick Harris, po tym, jak zeszła ze sceny, powiedział It takes a lot of balls to wear that dress. Balls jako "pompony" i jako "jaja" w wyrażeniu "Żeby założyć taką suknię, trzeba mieć jaja". Jak byśmy to przetłumaczyli? "Niech mnie kule biją, co to za suknia!"? Może. Teraz, na spokojnie, po fakcie każdy z nas jest mądry. Inny pominięty żart to zdanie Edward Snowden could not be here tonight for some treason. Tu mamy grę słów, bo for some reason to "z jakiegoś powodu", a treason to "zdrada". Ot taka zabawa językowa, niestety trudna do przetłumaczenia.

Prawie to samo

Ale można też próbować tłumaczyć dowcipy, choć z różnym skutkiem. Gdy na scenę wszedł Channing Tatum, znany z roli striptizera w filmie "Magic Mike" (kolejny nieprzetłumaczony na polski tytuł, zauważyliście?), prowadzący powiedział He's the real deal, pants down. Hands down! Niby się przejęzyczył, bo hands down to "bez wątpienia", a pants down to "bez spodni". Jak byśmy to przetłumaczyli? Może "bez ubrania"? Ale znowu - teraz mamy czas na zastanowienie, na gdybanie.

Ale o so chozi?

Podczas gali padły też żarty, które z niewiadomych przyczyn nie zostały wcale przetłumaczone, a wcale nie były trudne. Oto jeden z nich, gdy na scenę wchodzili Idris Elba i Jessica Chastain: In Long Walk to Freedom he liberated South Africa. In Zero Dark Thirty, she brought down Osama bin Laden. In A Million Ways to Die in the West, I pooped in a hat. Czyli: "W filmie »Mandela: Droga do wolności« on uwolnił RPA, w filmie »Wróg numer jeden« ona doprowadziła do upadku Osamy bin Ladena. W filmie »Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie« ja zrobiłem kupę do kapelusza". A nawet gdybyśmy mieli pominąć wszystkie tytuły, bo są długie i faktycznie trzeba wiedzieć, jak zostały przetłumaczone przez dystrybutora, można z tego wybrnąć tak: "W jednym ze swoich filmów on...". Albo pierwsze zdanie otwierające całą galę: Welcome to the 87th Oscars. Tonight we honor Hollywood's best and whitest – sorry, brightest. Czyli: "Witajcie na 87. oscarowej gali. Dziś oddajemy hołd najbielszym w Hollywood – przepraszam, najlepszym". Da się.

W oryginale

Nie zmienia to jednak faktu, że tłumacz na gali, choć bardzo się stara, bardziej nam przeszkadza, niż pomaga. Rozumiem jednak, że są widzowie, którym jest niezbędny, ale dlaczego zmuszać pozostałych do słuchania tłumacza, którego nie chcą? Za młodzieńczych lat oglądałam galę Oscarów na niemieckim kanale PRO7, bo tam tłumacza nie było. Na niemieckim kanale! W niemieckiej telewizji! W której przecież wszystko zawsze ma dubbing! A gala na żywo jakoś nie musiała. Dziś w Polsce dostępu do PRO7 już nie ma, więc pozostaje nam transmisja na Canal+, która narzuca tłumacza. A może by tak zrobić transmisję alternatywną bez niego? Na przykład w internecie, nawet w wersji płatnej? Ja chętnie zapłacę nawet i 10 złotych za te kilka godzin przyjemnej rozrywki po angielsku. A może i więcej, bo przecież zwykle i tak zbieramy się wspólnie ze znajomymi i oglądamy galę razem, więc możemy zrobić ściepę nawet na droższego SMS-a czy inny magiczny kod. Droga telewizjo Canal+, rozważ proszę takie rozwiązanie na przyszły rok. Będziemy Ci wielce wdzięczni. My, prawdziwi miłośnicy filmu, którzy znają angielski. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
  • Zenon

    „Droga telewizjo Canal+, rozważ proszę takie rozwiązanie na przyszły rok. Będziemy Ci wielce wdzięczni. My, prawdziwi miłośnicy filmu, którzy znają angielski. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!”

    Droga Wittamino, ale telewizja Canal+ od lat oferuje możliwość wyłączenia lektora na rzecz dźwięku oryginalnego. Wystarczy wcisnąć przycisk AUDIO na pilocie. :)

    • Zenon

      W zasadzie Cyfrowy Polsat, UPC, Netia, oraz cyfrowe dekodery satelitarne (DVB, mało kto używa) też mają taką opcję i część nadawców z niej korzysta chętnie – przy czym C+ i HBO robią to od, nie wiem, 15 lat?

      • Ale ta opcja była niedostępna podczas gali.
        Ciekawi mnie, ile osób z tych komentujących tu: „przecież od dawna tak można!” faktycznie siedziało w nocy i oglądało galę na żywo, że ma taką pewność, że dało się wyłączyć lektora. Ja oglądałam. Nie dało się.

    • Qwerty

      Na tym polega cyfrowa telewizja, na dowolnym wyborze tego co się chce. Ktoś nawet riserczu nie zrobi i później pisze takie bzdury :D

      • Drogi anonimowy przyjacielu (nie wiem, dlaczego boisz się podpisać własnym imieniem, o nazwisku nie wspomnę, przecież ja tu nie biję ani nie gryzę, no chyba że ktoś poprosi), gdyby się dało, włączyłabym. Oprócz pralki umiem także obsługiwać pilota do telewizora. SZOK! SKANDAL! NIEDOWIERZANIE! ;) Pozdrawiam bardzo ciepło!

        • Behinder

          Potwierdzam. Na C+ NIE BYŁO możliwości wyłączenia tłumacza :(

    • Naprawdę myślisz, że gdyby ta opcja była dostępna podczas transmisji gali, to bym jej nie włączyła? ;) Pozdrawiam serdecznie!

  • lel

    lol, chyba dawno nie dotykałaś tv, każdy nawet najzwyklejszy dekoder cyfrowej tv oferuje wybór oryginalnej ścieżki dźwiękowej, lektora albo napisy

  • Zacznijmy od tego że nie każdy zna angielski na tyle żeby rozumieć listening

    • Może nie uwierzysz, ale wiem. :) Dlatego ten, kto chce, niech słucha lektora, ten, kto nie chce, nie powinien musieć. Chodzi o to, by był wybór. Pozdrawiam!

  • Skądś to znam. Masz film z lektorem czy z napisami? Z napisami. To nie chcę.

  • Ana

    Pomijając fakt, że w dzisiejszych czasach, gdy każda stacja ma w posiadaniu kilka lub nawet kilkanaście kanałów, więc o alternatywę jakąkolwiek trudno być nie powinno, to zastanawia mnie jedno: czy tej gali nie transmitowały dostępne w Polsce obcojęzyczne stacje? Pytam z ciekawości, bo nie oglądałam, więc nawet nie wpadło mi na myśl przeszukanie jakichś angielskojęzycznych kanałów dostępnych w ofercie mojego dostawcy telewizji.
    (No, i przez internet też na pewno jakiś kradziony stream tu i tam się przewinął:)

    • Niestety nie. Gdyby tak było, właśnie tę wersję bym oglądała – tak jak i oglądałam PRO7 przez tyle lat.

    • To może być kwestia praw do pokazywania programu na danym terytorium.

  • Jan Kowalski

    Bardzo Ciekawy Wpis (BCW).
    Mało kto porusza takie tematy (to komplement jakbyś miała wątpliwości:-).

    Czy ktoś mówi z dobrym angielskim akcentem zależy tylko od tego czy jest utalentowany w tym kierunku i lata spędzone zagranicą nie mają często znaczenia, chyba że tam się urodził lub jako małe dziecko chodził do szkoły. Faktycznie Izabella Miko mówi bardzo ładnie, na temat dobrego akcentu Radka Sikorskiego bym polemizował, a reżyser „Idy” mówi z silnym polskim akcentem chociaż wiele lat spędził w Anglii. Osłuchanie to jedno, a zdolność co do wykonania ( wymówienia) to drugie. To tak jak w muzyce. Można mieć słuch absolutny, ale konieczne są też zdolności manualne o których się zapomina i bez których efekt końcowy jest mizerny. Najważniejsze jest zachowanie komunikacji. Oczywiście lepiej jest mówić ładnie, ale według mnie nie to jest najważniejsze. Nawet jak mówisz doskonale z lokalnym angielskim akcentem (scouse, geordie, mancunian itp.) to często i tak zostaniesz rozpoznany(a) jak obcokrajowiec, bo nie wychowywałe(a)ś się tam i nie rozumiesz lokalnej społeczności (skojarzenia, porównania, klasyczne dowcipy które każdy zna na danym terenie itp.).Bez tego nie masz szans.Ale na pewno warto próbować.

    Pozdrawiam.

    P.S.Lubię Twoje vine’y. Czekam na więcej. Moje ulubione to:1.pomysły na vine’y same przychodzą, nikt mi nie podpowiada 2.jak mówilibyśmy z włączoną autocenzurą (mój faworyt to „kebaby” deszcz) 3.jak Ci się nie podoba jak jeżdżę to nie chodź po chodniku baranie jeden:-)

    • Wspominając o Radku Sikorskim i Pawle Pawlikowskim nie podkreślałam ich wymowy, tylko chodziło mi raczej o płynność, swobodę i naturalność wypowiedzi, stosowanie struktur typowych dla rdzennych użytkowników języka, zamiast typowego dla Polaków tłumaczenia kolejno słów i używania polskiej składni do angielskich wyrazów. Może nie wyraziłam się precyzyjnie.
      P.S. Dziękuję za miłe słowa o Vine’ach! :)

  • Behinder

    I przede wszystkim droga telewizjo Canal+ jak już koniecznie chcesz robić studio to bierz do niego normalnych ludzi…

  • Olaf Goj

    Długi wpis, ale to bardzo dobrze, bo czytało się wyśmienicie!

    • Bardzo mi miło. Dziękuję! :)

      • Olaf Goj

        :)

  • Pingback: Budma 2015 cz. 1 – Debata architektoniczna | archifunblog()

  • s

    Na youtubie jest co roku stream, ale niestety w trakcie tej Gali zablokowali dostęp w Polsce. Mi jednak udało się znaleźć jakąś inną magiczną stronę z transmisją i jakość była przyzwoita.

  • Mateusz Wojtkiewicz

    A nie da się wyłączyć tłumacza? Na większości kanałów można zwykle wyłączyć lektora na filmie.

  • Iwona Piasecka

    Kochana! Zaczytuję się od kilku godzin w tym, co na blogu, a filmiki znam od niedawna. Kobieta z natury łasa jest na komplimenty, więc zdobyłam się w końcu na ich wyrażenie. Piękna, mądra, dowcipna, pomysłowa nauczycielko! Po przeczytaniu Twojego wpisu o Oscarach doszłam ostatecznie do wniosku, że jesteśmy bratnimi duszami i jeśli spotkałybyśmy się osobiście, w zasadzie nie musiałybyśmy ze sobą rozmawiać, bo myślimy tak samo. Język angielski był moją pasją już w podstawówce, czyli jakieś 230 lat temu, z tym że zabrakło mi determinacji aby ją rozwijać na studiach. Los rzucił mię na obce landy i teraz nie dość, że na codzień gadam po angielsku, nie dość że uczę się od native speakerów wszelkiej maści i to za darmo, to jeszcze odkryłam w sobie żyłkę do nauczania i, jak to ładnie powiedziałaś, pedagogiczną misję. Tak ja Ty, używam filmów i piosenek do nauki i nauczania, i ogólnie uważam, że English is fun. Pozostaję pod Twoim urokiem, naparzam filmiki i atakuję nimi swoich uczniów. Dużo też działam w wolontariacie, na przykład w grupie do nauki angielskiego na fb, gdzie też wrzucamy Twoje lekcje (lekcyjki). Jesteś super, zjawiskowa, i nigdy się nie poddawaj :) A „haters gonna hate” – tak jak nie każdemu podpasuje moja fryzjerka, tak ja czy Ty nie każdemu podpasujemy jako nauczycielka.