Kiedy pytają mnie, jak się na niej jeździ, odpowiadam: inaczej, ale fajnie. Strida wygląda zupełnie inaczej niż tradycyjny rower, a na ulicy zwraca na siebie uwagę i pań, i panów. Ale najważniejsze jest to, że szybko i łatwo się składa – jeśli już inni rowerzyści patrzą na Stridę z zazdrością, to coś w tym musi być.
Testing, testing, raz raz…
Dostałam Stridę na 4 tygodnie testów. Wcześniej znałam ten rower tylko z internetów, ale jego koncepcja od razu mi się spodobała. Dlatego chciałam sama się przekonać, jak się na niej jeździ, czy to legendarne składanie faktycznie jest takie proste i czy aby na pewno chcę ją kupić. Jutro kończy się etap testów, ale przynajmniej dzięki niemu wiem, że to rower właśnie dla mnie. Kupuję od razu!
Ostatnio na Twitterze pisałam trochę o mojej testowej Stridzie. Jednym spodobała się od razu, inni patrzyli na zdjęcia z pewną taką nieśmiałością. Ale kiedy sam Mark Sanders, czyli ojciec tego rowerka, podał dalej moje dwa tweety, zrobił mi tym dzień i wiedziałam, że robię to dobrze:
My Pleasure ! Thank YOU and ENJOY :-) RT @wittamina: „thank you for your brilliant invention and work of art. I <3 my #Strida so very much!”
— Mark Sanders (@77A) July 10, 2013
Jak to się zaczęło?
Strida to w zasadzie rewolucja w świecie rowerów, bo po raz pierwszy ktoś zmienił całą koncepcję budowy jednośladu od czasu, kiedy powstały pierwsze rowery, czyli od roku ok. 1820, kiedy narodziły się pierwsze zweryfikowane historycznie modele welocypedu, który stał się później inspiracją do stworzenia dzisiejszych rowerów z pedałami i łańcuchem. Stridę wymyślił brytyjski inżynier i projektant Mark Sanders, a pierwszy model został wyprodukowany w 1987 roku. Dziś w Polsce dostępne są trzy różne modele Stridy:
• biały LT – 16-calowe koła, model bez przerzutek,
• srebny lub czarny SX – 18-calowe koła, bez przerzutek,
• czarny MAS – 16-calowe koła i dwa biegi, z tym że jeden jest taki sam jak w pozostałych dwóch modelach, a drugi pozwala na łatwiejszą jazdę z górki.
Ja jeździłam modelem środkowym, czyli srebrnym SX-em.
Budowa
Strida wygląda inaczej. Ma małe koła (16- lub 18-calowe), a rama kształtem przypomina trójkąt. Mniejsza średnica kół ma spory wpływ na sposób jazdy – znacznie bardziej wyczuwalne są wszelkie nierówności na drodze, a także trzeba trochę bardziej ruszać kierownicą na boki, żeby utrzymać równowagę. To właśnie dlatego z początku wydaje się, że Strida jest bardziej chybotliwa, ale po przejechaniu pierwszych kilkuset metrów jedzie się całkiem wygodnie i naturalnie. Pozycja jest wyprostowana, zatem podczas jazdy nie bolą plecy ani nadgarstki. Poza tym zamiast łańcucha Strida ma pasek z kevlaru, dzięki czemu nie wymaga smarowania i dlatego też nie da się nią ufajdać.

Wysokość siodełka może być właściwie dowolna, więc dokładnie dopasowuje się ją do wzrostu kierowcy. Powinno ono być na takiej wysokości, żeby siedząc na rowerze nie dotykać ziemi piętami. Zmiana wysokości siodełka jest dość czasochłonna, bo wymaga odkręcenia i przykręcenia 4 śrub, dlatego niższemu koledze może być trudniej się karnąć na Twojej Stridzie. Uprzedź go o tym, żeby nie zrobił sobie kuku.
Inne ciekawe elementy to hamulce tarczowe, mały bagażnik o nośności 5 lub 10 kg, pętelki przy kierownicy, którymi można zablokować hamulce gdy Strida jest złożona i dzięki temu nie turla się w pozycji stojącej – można wtedy podtrzymywać ją jedną ręką, a drugą trzymać się poręczy w autobusie.
Dla kogo?
Rower powstał z myślą o osobach dojeżdżających codziennie do pracy. Dzięki Stridzie mogę szybko pokonać drogę na przystanek, błyskawicznie złożyć rower i wsiąść z nim do autobusu, tramwaju czy metra, wysiąść i jechać dalej do celu. W dużym mieście, gdzie osiedla rozsiane są po dużej powierzchni i nie wszyscy mieszkają w pobliżu komunikacji miejskiej, wydaje się idealna do codziennych dojazdów. Odczułam to szczególnie teraz, kiedy w Warszawie wyłączone są z ruchu dwie stacje metra, wprowadzane są liczne ograniczenia w kursowaniu pociągów, o korkach nie wspominając.

Naszą Stridę przetestował sztab specjalistów z różnych dziedzin. Wszyscy zgodnie przyznali jej prestiżowy certyfikat jakości „Miau 2000”.
Nie jest to rower do jazdy wyczynowej, po nierównościach, choć można nim pokonać spore odległości. Przyznam jednak, że pod górkę bez przerzutek można się zasapać. Przypomniały mi się wtedy czasy Wigry 3.
Składak to jest to
To najważniejsza i najfajniejsza cecha Stridy – można ją szybko i łatwo złożyć i nie potrzeba do tego żadnych narzędzi. Składa się ją tak, że podnosi się poziomą rurkę ramy i wtedy koła schodzą się ze sobą, a trójkątna rama tworzy jeden „pień” złożony z trzech rurek. Prócz tego można jeszcze złożyć kierownicę, ale ja osobiście robię to tylko wtedy, gdy wsiadam do wyjątkowo zatłoczonego autobusu lub muszę zmieścić rower w samochodzie. Na co dzień kierownica śmiało może sobie być rozłożona.

Ta – wydawałoby się skomplikowana – procedura najlepiej jest widoczna na filmie, gdzie zmierzyliśmy czas pełnego rozłożenia Stridy. Rozkładam ją wcale nie w pośpiechu, w normalnym tempie. Jeśli trzeba rozłożyć kierownicę, całość zajmuje 16 sekund, ale gdy kierownica jest już rozłożona, rozkładanie zajmuje ok. 7 sekund! To naprawdę moment. Wymaga trochę wprawy, owszem, ale to prostsze niż się wydaje. Obadajcie sami:
Po złożeniu Strida ma wymiary podobne do złożonego wózka dziecięcego, nawet trochę go przypomina. Rower waży ok. 10 kg, więc łatwo go przenieść, dlatego tak dobrze się sprawdza w mieście.
Poza tym, nie oszukujmy się, nasz kraj nie grzeszy uczciwością. Ja rzadko jeżdżę na swoim zwykłym rowerze, bo po prostu boję się go gdziekolwiek zostawiać, by mi go nie ukradli. Takich historii słyszałam dziesiątki. Stridę po złożeniu można postawić przy biurku w pracy i wcale nie zajmuje więcej miejsca niż większa torba. To dla mnie jej druga najważniejsza cecha – bezpieczeństwo.
Fajny gadżet
Strida to świetny design. Wiele osób ogląda się za nią na ulicy, bo wyróżnia się wśród innych, prawie identycznych rowerów. Do dobrze przemyślanych elementów należą m.in. elementy odblaskowe, których jest sporo – na ramie, pedałach i kołach, dzięki temu jest bardzo dobrze widoczna na drodze nawet jeśli akurat zapomniało się zabrać z domu lampek (mnie się to raz zdarzyło). Bardzo podobają mi się też aluminiowe pedały motylkowe – rozkłada się je jednym palcem.

Ile to kosztuje?
Strida to niestety nie jest tani rower. Jest wykonana z porządnych materiałów, płaci się również za design i za funkcjonalność. Ceny trzech dostępnych w Polsce modeli to odpowiednio 2650 zł, 3100 zł i 4200 zł. Gdyby była trochę tańsza, na pewno widzielibyśmy więcej Strid na polskich ulicach. Ale faktem jest, że za jakość się płaci. Jak to trafnie ujął Wojtek:
Strida to iPhone wsród rowerów. RT @wittamina: Gdy pytają mnie, jak się siedzi na Stridzie, odpowiadam. pic.twitter.com/eXQBxykeho
— Wojtek Pietrusiewicz (@moridin_) July 10, 2013
Gdzie kupić?
Stridę można kupić w sklepach stacjonarnych lub internetowych, lista sprzedawców polecanych przez polskiego dystrybutora jest tutaj.
W skrócie
Zakochałam się w tym rowerze od pierwszego jeżdżenia i wiem, że wśród Was też znajdują się fani Stridy. Ponieważ nie jeżdżę na rowerze szybko ani sportowo, a potrzebuję go do krótkich dystansów i bardzo odpowiada mi to, jak łatwo Stridę się składa i rozkłada, jest to rower dla mnie idealny. Świetny dla takich miejskich szczurków jak ja, którzy cenią kompaktowość, mobilność i design. Innymi słowy: Polecam, Arlena Witt.

_______________
Tekst zawiera lokowanie produktu i powstał na skutek współpracy z firmą WSC (dystrybutor Stridy na Polskę), ale żadna jego część nie została mi podyktowana. Zawsze piszę to, co myślę, a myślę bardzo. Najzdrowszy rozsądek przede wszystkim.
Pingback: Strida — iPhone wśród rowerów | Makowe ABC()