6 lutego 2013

Nagle mamy nowe testy na prawo jazdy i zonk. Ludzie ich nie zdają! Co robić? Jak żyć, panie premierze? Do tej pory normalnie uczyliśmy się testów na pałę, odpowiedzi były wykute na blachę i nawet przeciętny pawian mógł przystępować do pokazu sztuki cyrkowej na placu. A teraz nawet testy stały się torem przeszkód. Czy to może wyglądać normalnie? Może i nawet wygląda. Za naszą granicą. Są takie kraje na świecie, gdzie szkół jazdy w zasadzie nie ma. Takim krajem jest USA. Są tam tylko szkółki dla młodzieży, czyli tych kandydatów na kierowców, którzy przed chwilą weszli w wiek uprawniający do zdobycia prawa jazdy a jeszcze mają fiu bździu w głowie. Pozostali chętni uczą się sami. Do nich kilka lat temu należałam i ja. Robienie prawka w Stanach i w Polsce różni się tym, co pranie w najnowszej pralce od prania w rzece.

Jak to się robi za granicą?

Oto historia z ust konia wyjęta, jak to mówią Amerykanie, a u nas będzie to "z pierwszej ręki". W urzędzie pobierasz darmową książeczkę, w której jak krowie na rowie wyjaśnione są przepisy drogowe. Z początku trudno mi było brać ją na poważnie, gdy na pierwszej stronie ujrzałam zdjęcie Terminatora T-800 - naówczesnego gubernatora Kalifornii, który niniejszym życzył mi powodzenia. Wszystko jest tu napisane prosto i logicznie. Nie cytuje się zapisów kodeksu, tylko przystępnie i obrazkowo wyjaśnia co i jak. Wracasz na egzamin pisemny, gdy już jesteś gotowy. Kiedy masz ochotę zdawać? Jutro? Proszę bardzo. Pani zapisuje cię na test. Nie za miesiąc ani za dwa. Ile to kosztuje? 26 zielonych za całość - test pisemny i praktyczny. Przychodzisz więc jutro. Najpierw ta sama pani każe ci przeczytać literki na planszy, która wisi za nią na ścianie. Takiej samej, jakie są u okulisty, do którego wcale nie musisz specjalnie iść. Jeśli wzrok masz orajt, dostajesz test. I to nie jest test zdawany przed kompem tylko długi arkusz papieru z 36 pytaniami. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. Idziesz na stronę, stajesz przy pulpicie - takim samym jak u nas na poczcie, gdy wypełniasz piętnasty druczek nadania poleconego. W każdym pytaniu krzyżykiem zaznaczasz prawidłową odpowiedź, jedną z trzech. Gdy skończysz, oddajesz arkusz, a pani przykłada go do swojego szablonu odpowiedzi i od razu masz wynik. Osoba zdająca egzamin po raz pierwszy może popełnić 6 błędów. Słownie: sześć! Doświadczony kierowca - 3. (W USA każdy otrzymuje prawo jazdy tylko na 4 lata. Gdy straci ważność, znów podchodzisz do egzaminu.) Zdałeś. Pierwszy etap za tobą. Kiedy masz ochotę przyjść na test praktyczny? Pojutrze? Proszę bardzo. Przyjeżdżasz pojutrze własnym lub wypożyczonym samochodem. Nie takim, który widzisz po raz pierwszy w życiu i który wcale nie wygląda jak ten trabant, w którym się uczyłeś, żeby zacząć kręcić kierownicą w lewo jak tylko słupek dojdzie do połowy tylnej szyby. Wsiadasz za kierownicę, obok wsiada egzaminator i każe ci pokazać - nie uruchomić - gdzie co się znajduje w twoim aucie. Ja nie wiedziałam, gdzie jest ogrzewanie tylnej szyby, bo jeżdżąc po Kalifornii nie było mi to potrzebne. Nie wspomniałam, że auto ma automatyczną skrzynię, ale to przecież oczywiste. Ruszamy. Egzaminator każe zaparkować równolegle na niemal pustej drodze, przejechać przez kilka różnych skrzyżowań, obserwuje jak się zachowujesz, robi notatki, ale też miło z tobą rozmawia. Widać, że próbuje rozluźnić atmosferę. Wracacie do ośrodka. Wymienia błędy, które popełniłeś - może ich być 10, łącznie z najdrobniejszymi. Słuszna uwaga by @ZbigniewHoldys: Trudno jest nie zdać. Jeśli jakimś cudem jednak uda ci się zawalić, kolejne podejście możesz zrobić za 2-3 dni. Nie za miesiąc. I nie musisz nigdzie kupować dodatkowych godzin jazdy. Do tego czasu jeździsz ile chcesz własnym samochodem. Warunkiem jest to, że obok ciebie musi siedzieć kierowca, który ma min. 21 lat i prawo jazdy od co najmniej trzech. Samochód nie musi być oznaczony L-ką ani innymi dziwnymi symbolami. Plastikowe prawko przysyłają ci pocztą na adres domowy. Zwykłym listem.

Polska testuje inaczej

Brzmi fajnie, nie? Gdyby chcieć to wprowadzić u nas, oznaczałoby to rewolucję większą niż ustawę o związkach partnerskich. Za dużo osób straciłoby źródełko niemałego dochodu. Ale jest coś, co się da zrobić niewielkim kosztem, a z dużym zyskiem dla zdających - uprościć testy. I to wcale nie merytorycznie, bo pod tym względem one wcale trudne nie są. Podejrzewam, że słabe wyniki są efektem niskiego poziomu przeszkolenia, braku zaangażowania ze strony instruktorów, niezrozumienia przepisów, strachu przed nowością i stresu podczas samego egzaminu. Mnie chodzi o takie sformułowanie pytań, żeby nie brzmiały one jak fragmenty strumienia świadomości Joyce'a, tylko prostym językiem pytały o konkret. Oczywiście są też pytania zupełnie debilne, jak na przykład to:

Może pozostawię to pytanie bez odpowiedzi i komentarza.

Czas na zmiany

Pozostałe pytania też da się bardzo łatwo sparafrazować. Jak? Wystarczy je skrócić, kolorem zaznaczyć najważniejsze pojęcia (po coś chyba mamy te wypasione, kolorowe monitorki), zwracać się do kandydata na "Ty" i używać słów takich jak "musisz", "możesz" czy "wolno". Przecież to nie jest egzamin na III roku prawa, tylko test dla każdego - niezależnie od wieku i wykształcenia. Powinien sprawdzać wiedzę z zasad bezpiecznego poruszania się na drodze, właśnie tego, co nam wolno a czego nie, a nie znajomość słownika wyrazów obcych. Konkrety? Proszę bardzo. Oto moje propozycje. Jeśli czyta to ktoś z władnych, którzy takie pytania opracowują, to proszę głośno krzyczeć - ja temu komuś chętnie dam swój szczęśliwy numerek telefonu i umówię się na opracowanie wszystkich pytań. Tak żeby wilk był syty i owca cała, gdzie wilk = wszystkie szkoły jazdy i ośrodki WORD, a owca = przyszły kierowca. Razem nam się uda zrobić tu trochę porządku. Ja jestem gotowa, a Ty, ktosiu?
  • Nie wiem jak to działa w USA, ale jak patrzę na naszych rodzimych kierowców to mam mieszane uczucia co do efektów takiej liberalizacji.

  • Smutny problem tkwi w tym, że trzeba krzyczeć do samej Matki Natury, czyli Ministerstwa Infrastruktury i tych 460 niedosłyszących łosi siedzących w białym domu na warszawskim Śródmieściu między Łazienkami i Placem Trzech Krzyży. A słyszą najczęściej bardzo wybiórczo i tylko raz na 4 lata.

  • niczego tak się nie boję jak rodzimych kierowców, którzy uważają, że kodeks drogowy jest dla frajerów.

    • Dokładnie. Strach jeździć po Polsce, bo ludzie jeżdżą na zasadzie „cała droga moja”

  • Podstawową różnicą między Polską a USA jest fakt, że w USA są drogi. Co do tekstu, nie sposób się nie zgodzić.

    • Nie pierdziel, bo w Polsce sytuacja się znacznie poprawiła, ile jeszcze lat będą ludzie marudzić? Nie wiem gdzie mieszkasz i dlaczego w Narnii, ale w łódzkiem są całkiem przyzwoite drogi. Problem jest taki, że gdzie tylko położą dobry asfalt ludzie jeżdżą „ile fabryka dała”

      • Nie w Narnii a w Krakowie ;) Owszem wiele się poprawiło ale co najmniej tyle samo jest jeszcze do zrobienia.

      • rozczochrany

        To przejedź się z Krakowa do Żywca przez Suchą Beskidzką, na szerokości tej drogi nie zmieściłby się przeciętny amerykański samochód, nie mówiąc o mijaniu.

        • Akurat jechałem i wcale nie było tak źle. W Suchej Beskidzkiej jakiś most budowali nowy, prawda?

          • rozczochrany

            dawno nie jeździłem więc nie wiem nic o moście, ale jak nie dostrzegasz tego, że szerokość tej drogi jest 3 razy mniejsza od przeciętnej najwęższej drogi w USA, to chyba się nie dogadamy ;)

          • Nie wiem jakie są w USA, nie byłem. Ja tam na naszych się mieszczę. Problemem są raczej kierowcy jeżdżący jak debile.

          • rozczochrany

            szeroki temat, zwłaszcza jak się schodzi na temat kierowców, dla jednych kierowca jeżdżący jak debil, to ten co sprawia, że inni muszą się chować po poboczach, dla innych po prostu ten co jedzie szybciej od nich, a dla jeszcze innych to ten co się wlecze lewym pasem, bo przecież przepisy pozwalają tylko na 100km/h
            Poza tym, to że się mieścisz, nie oznacza, że w każdych warunkach masz odpowiednią ilość miejsca na popełnienie błędu, a błędy się zdarzają, gdy masz na nie miejsce, nikomu praktycznie nie dzieje się krzywda, jak tego miejsca nie ma, to możesz wejść w kontakt z drzewem lub co gorsza, innym samochodem, z takich sytuacji rodzą się tragiczne w skutkach wypadki.

          • Owszem, racja. Drogi w naszym kraju są dalekie od ideału, ale nie można nie zauważyć postępu, który się dokonał w ciągu ostatnich 5 czy 10 lat, jednak nie da się zaniedbań z okresu 50 lat nadrobić w tak krótkim czasie. Przede wszystkim jednak na kierowcy leży obowiązek dostosowania prędkości i manewrów do warunków (w tym jakości i szerokości drogi), a z tym u nas problem. Mnie nie drażni jak ktoś wolniej jedzie, ale przeraża mnie jak ktoś jedzie z naprzeciwka moim pasem „na czołowe” wyprzedzając kolumnę aut i mruga długimi, żeby mu zjechać, bo panisko swoim starym BMW jedzie, więc z drogi pierogi, chować się na poboczu. Długi czas jeździłem do pracy 100km dziennie i takie sytuacje miałem prawie co dzień.

            Co ciekawsze tam gdzie była stara zła droga ludzie jeździli jakoś normalnie, jak zrobili nowy, szeroki asfalt (jeden pas ruchu w każdą stronę, ale to lokalna droga) to zaczęło się cudowanie. Raz mnie babka wyprzedzała na zakręcie rozmawiając przez telefon i jedząc hamburgera. Mało się nie wpakowała pod ciężarówkę z naprzeciwka, ale co tam. Każdy z nas ma takich historii dziesiątki, nieprawdaż?

            Z mojego doświadczenia najgorsi są kierowcy w białych firmowych samochodach z logo, przedstawiciele handlowi itp, żadne przepisy ich nie obowiązują. Z drugiej strony pewnie ich szefa nie obchodzi, że był duży ruch na trasie i nie dali rady obskoczyć 10 klientów tego dnia. Ot, taka u nas moralność w kraju.

          • rozczochrany

            Nie wiem co ma do tego moralność, ale dobra. Co do sytuacji, o których piszesz, to pełna zgoda, nie może być tak, że jeden kierowca terroryzuje innych. Nie wiem z czego wynika takie zachowanie, nie wiem czy ma na to wpływ moralność, czy może nieświadomość tego, że droga to nie plac zabaw, a miejsce gdzie można zrobić komuś krzywdę. Może to się zmieni, jak z kierowcami przestaniemy się cackać i będziemy ich traktować normalnie, a nie stawiać co chwilę ograniczenia, radary, światła i inne bzdety.

            Jak dla mnie najgorsi kierowcy to kierowcy niedzielni i niestety z małych miejscowości, sam jestem z małej miejscowości i jak jeżdżę do rodziców, to mnie krew zalewa. W lusterka nie patrzą nigdy, wyprzedzani przyspieszają, jadąc za tobą w mrok, jadą na „długich”, kilku znam, to ich nauczyłem jazdy, ale nie do każdego przemówisz.
            Szczerze to podbudowany jestem tym, że nie piszesz dyrdymałów, że prędkość zbija i innych tekstów, że kierowcy to mordercy.

          • Moralność w sensie, że szef każe przedstawicielowi objechać X klientów dziennie i nie obchodzi go ile to jest km trasy i ile trzeba czasu na dojazd.

            Nie przemawia do mnie argument, że jak się przestanie cackać z kierowcami i stawiać ograniczenia i radary to nagle zaczną jeździć lepiej? Dlaczego by mieli nagle zacząć jeździć lepiej???

            To tak jak by ktoś mówił, że jak przestaniemy kazać kierowcom dmuchać w balonik, to nagle przestaną jeździć po wódce. Bez sensu argument.

            Tak w ogóle to lubimy się porównywać z Europą, to dlaczego nie porównujemy się w tej kwestii? Za granicą mandaty są wielokrotnie wyższe i kary bardziej dotkliwe. Jestem teraz w Szwecji i tutaj jak się ktoś nie zatrzyma na przejściu puścić pieszych, to wiadomo, że Polak jedzie. Tu nawet autobus pełen ludzi zatrzymuje się na przejściu. Wszyscy jeżdżą wolno i wszyscy wiedzą, że za przekroczenie prędkości można się spodziewać mandatu w wysokości ok. 1000 Euro.

            Co ciekawsze odśnieżanie dróg jest bardzo słabe a nikt nie narzeka, bo przecież jak pada śnieg to musi śnieg leżeć na drodze. Tylko Polacy mają dziwne problemy z percepcją rzeczywistości.

          • rozczochrany

            To co dla Ciebie jest moralnością, dla kogoś jest biznesem, postaw się w jego sytuacji. Nie chce nikogo bronić, ale z tego co wiem, nikogo nie zatrudnia się na siłę.

            Jakby Ci to wytłumaczyć… Jazda samochodem nie jest bezpieczna, nigdy nie będzie, tak już jest, celem jazdy samochodem nie jest bezpieczeństwo, a szybkość, a szybkość może spowodować tragedie, ludzie muszą o tym wiedzieć, bo inaczej nieświadomi kierowcy dalej będą powodować zagrożenie. Pomyśl o tym jak o wojnie, której celem jest pokonanie wroga, a nie bezpieczeństwo, gdybyśmy wprowadzali restrykcje mające wzmóc bezpieczeństwo, doszlibyśmy do tego, że na wojnę jeździliby nieświadomi ludzie i ginęliby częściej, teraz rozumiesz?

            Co do porównywania… Może porównamy siec dróg i ich jakość, przed porównaniem czegokolwiek, natężenie ruchu, zarobki, wszystkie elementy układanki?
            podałeś przykład bogatego kraju, mniej więcej wielkości Polski, mającej prawie 4 razy mniejszą ilość mieszkańców? może podasz jeszcze przykład Islandii? (1/3 powierzchni Polski, a mieszkańców mniej niż w Lublinie). Porównaj kontekst, a dopiero później oceniaj, bo inaczej to ty dziwnie postrzegasz rzeczywistość.

          • To wszystko bzdury i usprawiedliwianie głupoty i buractwa naszego narodu. Jestem teraz w Szwecji, miasto jest podobnej wielkości jak analogiczne Polskie, jakość dróg też podobna. Tyle samo samochodów jak nie więcej. Ludzie tak samo rano idą do pracy, ale jakoś potrafią wolniej jeździć i przepuszczać pieszych na pasach. Co do tego mają zarobki? Bzdura!

            Porównanie z wojną już w ogóle z dupy. Przyjedź do cywilizowanego kraju, pojeźdź trochę z normalnymi ludźmi na drogach i zrozumiesz, że to nie drogi ani zarobki a kultura jest kluczowa.

          • rozczochrany

            Widzisz tylko czubek własnego nosa i dlatego nie potrafisz ocenić czegokolwiek z dystansu.

            Piszesz poza tym dyrdymały:
            Co to znaczy podobne jak analogiczne miasto w Polsce, chcesz mi powiedzieć, że miasto o powierzchni 100ha z 1mln mieszkańców w Szwecji jest podobne do takiego w Polsce? Przecież to oczywiste!!! litr Coca Coli w Szwecji to ten sam litr Coca Coli w Polsce!!! Porównaj to, że w Polsce masz 40mln ludzi plus tranzyt, a w Szwecji masz ile? Więc nie pieprz, że jest tak samo.

            Milton Friedman powiedział kiedyś, żeby Polska chcąc się rozwinąć, nie robiła tego co robią bogate kraje teraz gdy są bogate, ale to co robiły bogate kraje jak były tak biedne jak Polska. Jak zrozumiesz sens tego przekazu, to może jakimś cudem zrozumiesz co ma bogactwo do zachowania.

            Porównanie z wojną zupełnie do Ciebie nie trafiło, bo nie zrozumiałeś o co w nim chodzi, miało Ci pokazać, że jazda samochodem to nie zabawa, a niebezpieczna sprawa i to chciałem podkreślić. Oczywiście jest to nie do przyjęcia w opiekuńczej Szwecji.

          • Tak, miasta w Szwecji są podobnej wielkości i liczebności mieszkańców co w Polsce, więc natężenie ruchu jest podobne. Co ma Friedman i ekonomia do tego jak jeżdżą ludzie w Polsce?

            Celem jazdy samochodem nie jest szybkość jak napisałeś tylko dostanie się z punktu A do punktu B w tylu kawałkach w ilu się wyruszyło. Zazwyczaj w jednym.
            Ekonomia, geografia, demografia nic do tego nie mają. Nie umiemy jeździć i tyle. Egzaminy na prawo jazdy tego nie zmienią tak długo jak nie zmienimy naszej narodowej moralności – w Polsce społecznie za lepszego wciąż uznawany jest ten kto więcej kręci, kombinuje (nazywając sprawę po imieniu: kradnie, pod warunkiem, że nie kradnie od nas, wtedy jest złodziejem), ma lepszy samochód i szybciej nim jeździ. W tym jest problem.

          • rozczochrany

            Miasta są podobne i natężenie jest podobne? Co Ty bredzisz? Porównaj sieć dróg, ilość mieszkańców i wielkość kraju i wtedy się wypowiadaj. Pomyśl przez malutką chwilę, jak w PL masz przejechać cały kraj, to jakiekolwiek drogi by były masz na swojej drodze ilu kierowców, a ilu w Szwecji? Litości…
            Jeżeli na odcinku 500km masz wyprzedzić 150 samochodów na drodze z jedną jezdnią w jednym kierunku, a w Szwecji na takim samym odcinku masz 15 samochodów do wyprzedzenia i najczęściej drogi są dwujezdniowe to gdzie ma być matematycznie więcej wypadków? Czysty rachunek prawdopodobieństwa, a nie narodowe uprzedzenia.
            Poza tym jak te 500km w PL jedziesz 11h a w gdzie indziej 6 to jaka jest szansa w 11h na popełnienie błędu, a jaka w 6?
            Mylisz się, że celem jest tylko przebycie odcinka drogi, bo gdyby tak było, pokonywałbyś odcinek na nogach, to wszakże bardzo bezpieczne, samochody mają być szybkim środkiem transportu i to szybkość tutaj jest kluczem do popularyzacji samochodu.
            I Polacy umieją jeździć bardzo dobrze, zapominasz że droga to nie piaskownica, jak Ciebie przeraża to jak ruch uliczny w tak dużym kraju jak Polska wygląda, to bardzo się ciesze, że wybyłeś do Szweckich wiosek, będzie mniej zawalidróg, nie rozumiejących, że przez różne czynniki, ludziom się spieszy, bo musi im się spieszyć.

          • Właśnie jestem w Szwecji i wierz mi, w centrum kraju miasta wyglądają tak samo jak w Polsce pod względem dróg. Po prostu na północy jest pustkowie, na południu jest podobnie jak w Polsce. W Danii też jeździłem i też jest podobnie.
            Byłeś, jeździłeś, że się kłócisz?

            Czyli uważasz, że jak w Łodzi na nowej trzypasmowej ulice prowadzącej przez miasto (jest takich w Łodzi sporo) koleś pędzi w swoim BMW/Mercedesie na tzw. „głębokim żółtym” czyli nazywając po imieniu na czerwonym przez skrzyżowanie to winne są złe drogi i niskie zarobki?

            Polacy umieją jeździć bardzo dobrze? No to mnie rozwaliłeś teraz tym tekstem. Brawa.

          • rozczochrany

            Byłem, jeździłem i wiem, że natężenie ruchu nie ma się nijak do Polskiego, więc porównywanie tego jest po prostu głupie.

            W czym Ci przeszkadza kierowca BMW/Mercedesa jeżdżący na żółtym, jeżeli nikomu nie robi krzywdy? nie przejechał nikogo, nie wymusił pierwszeństwa, przeszkadza Ci jego brak poszanowania zasad? Nie rozumiesz co mają zarobki i standard życia do życia, więc ciężko Ci cokolwiek wytłumaczyć…

            I owszem, Polacy to świetni kierowcy (w większości), pomimo sytuacji na drogach, pomimo jakości tych dróg i natężenia ruchu, ciągłego z nimi walczenia, radzą sobie na drogach bardzo dobrze, obcokrajowiec zgłupiałby w takim otoczeniu, a Polski kierowca sobie radzi, w większości, bo są też ciapy, które uważają, że droga powinna być ciepłym i przytulnym miejscem do robienia rekordów ekonomicznej jazdy i uważają, że na drodze liczą się tylko oni, a każdy jeżdżący szybciej od nich to pirat i morderca.

  • Daleko tym pytaniom do prawniczego bełkotu, ale fakt faktem, że pytania można uprościć tak jak proponujesz, żeby i Pan Czesiek, który skończył 7 klas podstawówki w 10 lat to zrozumiał.

    Bardzo podoba mi się i moim zdaniem ma sens, pomysł nauki własnym autem (czy tam ojca, matki, wujka Cześka :) ale zostawiłbym oznaczenie takich delikwentów czerwoną L, tak jak to jest w UK, żeby jednak ostrzec pozostałych uczestników ruchu, że za kierownicą siedzi mniej doświadczony kierowca / kierowniczka.

  • Bardzo przydatny tekst, zwłaszcza że stoję przed nie łątwym wyborem. Mam 19 lat, mieszkam w Anglii, jestem z Polski, za rok chcę być w USA. I pozostaje mi sprawa prawa jazdy. Mogę zrobić w UK, ale jest ciężko i drogo, w Polsce chyba w najbliższym czasie nie, a nie wiem jakie są warunki zdania prawa jazdy w USA. I teraz takie prywatne pytanie – czy w USA trzeba być określony czas, żeby przystąpić do egzaminu i czy trzeba posiadać obywatelstwo?

    • Nie trzeba mieć obywatelstwa. Wystarczy pomieszkać przez kilka miesięcy, bo musisz dać im czas na przysłanie dokumentu na konkretny adres – ten adres zresztą widnieje też na prawie jazdy. Idź do DMV choćby kilka dni po przyjeździe i działaj. Powodzenia! :)

  • Nie mogę się do końca zgodzić, bo np. na pytanie „Czy musisz włączyć prawy kierunkowskaz” poprawna jest odpowiedź „nie, nie muszę, bo nie jestem kierowcą tylko pasażerem”. Pytanie musi jasno sprecyzować o kogo chodzi. Czy na następnym skrzyżowaniu mogę skręcić w lewo? Mogę, bo teoretycznie jest to możliwe. Tylko przepisy na to nie pozwalają. Chyba, że jestem pieszym, wtedy mogę… aaa, chdodziło o samochód?

    • morys

      Kamilu, to testy na KIEROWCĘ a nie pasażera czy pieszego!!! No nie doszukujmy się dziury w całym bo to czysty absurd.
      No chyba, że idąc na egzamin nie wiesz czy zdajesz na kierowcę czy na pieszego. Ale wtedy kierowcą być nie możesz, a na pewno musisz iść do psychologa/psychiatry

      • Jak masz umowę na kredyt w banku, to musi być wyraźnie napisane wszystko chociaż wiesz, że bierzesz kredyt a nie kupujesz chleb w spożywczaku, prawda?
        CHodzi mi o to, że ja nie mam problemu ze zrozumieniem stwierdzenia „Czy kierującemu pojazd wolno…” to poprawne w sensie gramatycznym i logicznym zdanie. Nie róbmy z siebie idiotów nie znających własnego języka.

        • Z nikogo nie robię idioty. Proponuję tylko uproszczenie, a chyba zgodzisz się ze mną, że „Czy możesz?” jest prostsze od „Czy kierującemu pojazd wolno?”. W tak stresowej sytuacji, jaką jest pierwszy i w dodatku nietani egzamin, łatwo można się pomylić nawet przy najprostszym pytaniu. Niepotrzebnie jest to utrudnione zbyt skomplikowanymi konstrukcjami językowymi.

          • Jest prostsze, ale moim zdaniem sens logiczny tej wypowiedzi jest zupełnie inny. Nie można to polizać własnego łokcia (gdzie trzeba dokładnie zaznaczyć, że swój, bo ogólnie można – czyjś). Samochodem co najwyżej nie wolno, albo ma się obowiązek (i to najczęściej tylko kierowca ma obowiązek, chyba że pasy zapiąć).

            Jednak zaznaczam, że jestem informatykiem więc może mam bardziej matematyczną logikę, jak w tym dowcipie:

            Żona: Idź do sklepu i kup 2 parówki a jak będą jajka to weź 4.
            Informatyk: Dzień dobry, są jajka?
            Sklepikarz: Tak.
            Informatyk: To poproszę 4 parówki.

            Zgadza się, co nie? :)

          • Pomijając aspekty prawne – jak by mnie ktoś na egzaminie spytał, czy mogę jechać w lewo, to bym powiedział, że mogę i jak bym nie zdał, to bym mógł iść do sądu, który powinien przyznać mi rację. Wiem, że to głupota, ale ktoś w Polsce zaraz by tak zrobił, taki kraj mamy :)

  • Ja tam nie mam problemu ze zrozumieniem pytań w postaci takiej jaka jest. Liberalizacja egzaminów to byłaby katastrofa, bo nie umiemy jeździć. Taka jest prawda.

    • Giarrusso

      Ja umiem jeździć a testów nie zdałem za pierwszym razem.

      Jazda płynna za pierwszym, testy za drugim. Uczyłem się w ośrodku http://lok.org.pl. Może jak masz Ty lub ktoś z Was jakiś problem udajcie się do nich. Działają na całą POLSKĘ!

  • Wittka, jeszcze jedno: czy przetestowałaś również jakiś ich odpowiednik ubezpieczeń OC/AC?

    • Osobiście nie, bo jeździłam tylko wypożyczonymi autami. Ale z tego co wiem, tam jest raczej ubezpieczenie kierowcy a nie auta, więc wykupujesz polisę na siebie i możesz jeździć różnymi pojazdami.

      • Mi chodzi własnie o praktykę. Jak dla mnie to za kierownicę może wsiąść nawet 14-to czy 16-to latek. Byle miał poczucie, że jak mnie trafi to next day pieniądze z jego ubezpieczenia lecą do mnie. W Polsce to niestety wygląda tak, że własny mój ojciec, który został na skrzyżowaniu trafiony przez jakiegoś gościa 2 miesiące temu do tej pory nie zobaczył złotówki z ubezpieczenia, pomimo że sprawa jest ewidentna. Ba! Nawet jest nagranie wideo z samochodu, który jechał za ojcem.

        Więc jeśli system ubezpieczeń będzie działał sprawnie to nie mam problemu z tym, żeby egzamin na prawko nie był trudniejszy od tego na kartę rowerową (dawne dzieje).

        • Jasne, rozumiem. Pracowałam trochę w polskiej branży ubezpieczeń – biurokracja jak w ZUS-ie i czasem faktycznie trzeba długo czekać na wypłatę świadczenia. Tu domyślam się zaangażowana też jest policja, więc papierów jest od Hugona. Na pewno kasa przyjdzie, tylko niestety nie od razu. Współczuję i trzymam kciuki!

  • rozczochrany

    A może by tak znieść obowiązek prawa jazdy? Mówię serio. Przykład USA o ile bardzo ciekawy i poniekąd słuszny, ma inny kontekst (inne drogi, natężenie ruchu, bla bla bla). W niektórych stanach można przykładowo jeździć całe życie bez prawa jazdy, wystarczy nie łamać przepisów, w sensie gdy dzieciak jest na tyle rosły by sięgnąć pedałów i kierownicy, wsiada do samochodu i jedzie, Policja go nie zatrzyma jeżeli nie złamie przepisów, lub jeśli nie ma podejrzenia o popełnieniu przestępstwa (a nawet jak zatrzymają w tym drugim przypadku, nikt nie będzie się go czepiał o brak prawka), jest tak w niektórych stanach i jakoś ludzie żyją. Może my zniesiemy prawo jazdy, to przecież praktyka uczy lepiej jazdy, niż urzędnik (przekupny) lub kretyńsko zrobione testy.

  • Joanna Kadłubowska

    Arlena, a widziałaś na żywo ten nowy test? Tadek zdawał go tydzień temu i mówi, że mógłby go oblać tylko i wyłącznie z nudów.
    Z drugiej strony – wyobraź sobie tysiące nastolatków wyruszające na polskie drogi, z polskimi „doświadczonymi” kierowcami? To byłaby uczta dla blacharzy. Zmienić testy – oczywiście, ale trzeba by zmienić całą filozofię drogową.

    • Asia, no tak, właśnie z niego są te zrzuty z pytaniami. Wiem, że test nie jest trudny, ale jest niepotrzebnie utrudniony taką oficjalną niezrozumiałą nibypolszczyzną. No i Tadek to jednak nie jest przeciętny kandydat – w końcu Mensa. :)

  • Anna

    W poprzednich testach forma pytania też była sformułowana taką „nibypolszczyzną”, ale wszyscy zdawali, bo uczyli się pytań na pamięć. Nikt nie zawracał sobie głowy nauką przepisów. A teraz tak się nie da. Więc jest problem. A co do samochodów, to już troszkę przesadzasz. Wszyscy kursanci uczą się na Toyotach Yaris i na egzaminie też jtakowymi jeżdżą. Samochody egzaminacyjne są w miarę nowe. Poza tym egzamin na Toyocie jest łatwiejszy, z racji tego, iż jest o 15 cm krótsza od Fiata Punto i przez to bardziej zwrotna. Nie tak dawno sama miałam egzamin. I przesiąście się z Kursowej „eLki” na egzaminacyjną nie stanowiło żadnego problemu.

    • Nie zmyślam. To chyba zależy od szkoły, bo ja na egzaminie dostałam inny samochód niż ten, na którym uczyłam się jeździć. Dla kogoś, kto w całym życiu przesiedział za kółkiem tylko 20 godzin, to kolosalna różnica i duże utrudnienie. Zdawałam w roku 2000.

    • Michał Matyas

      Egzaminacyjne auto zależy od regionu lub miasta, ja się uczyłem na Micrze (Bydgoszcz)

    • Megu

      Ja się uczyłam na Clio, i Cliem zdawałam, ale oczywiście innym i np. mój pierwszy egzamin oblałam, bo w renówce egzaminacyjnej było za lekkie sprzęgło [ dużo-dużo za lekkie ] i zwyczajnie zgasł mi silnik na placu. Więc to nie jest takie hop siup.

  • Nie byłem w USA, więc nie wiem jak to tam działa. U nas, pomimo trudności w uzyskaniu Prawa Jazdy kierowcy jeżdżą fatalnie i uważam, że powinno się ich jeszcze bardziej kształcić. Na przykład nikt nie uczy umiejętności jazdy zimą po oblodzonej drodze, a po takich drogach często musimy jeździć.

    Zgadzam się natomiast co do treści i formy zadawanych pytań egzaminacyjnych, bo te niektóre nasze, faktycznie są idiotyczne.

  • SKolebski

    Przypomniało mi się teraz, że kilkadziesiąt lat temu, początkujący kierowcy mieli obowiązek jeździć z naklejonym na szybę, zielonym liściem. Uważam, że nie byo to głupie, bo właśnie na początkujących kierowców powinniśmy najbardziej uważać.
    Jeśli taki „zielony” zajechał nam drogę, czy coś takiego, to nie pukało mu się w głowę, tylko lekceważąco ignorowało, klnąc pod nosem.
    Uważam też, że w ramach poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach, można by oznaczyć auta prowadzone przez kobiety, ponieważ te jeżdżą w nietypowy, zgoła odmienny od mężczyzn sposób.
    Pomimo dobrej i bezpiecznej drogi wloką się nieraz niemiłosiernie, stwarzając zagrożenie, bo wszyscy usiłują je wyprzedzić. Częstym zdarzeniem jest też nie ruszanie, gdy trzeba na światłach, no bo jeszcze trzeba szminkę poprawić… kontrolnie się przejrzeć, czy z wielkim zapałem pomachać znajomemu, który przechodzi akurat 50 m dalej.
    Myślę, że nic by się nienstało, gdyby Pani prowadząca auto, miała na tylnej szybie jakąś piękną, czerwoną różę, na przykład, albo jakiś inny, równie piękny znaczek:DDD

    • Megu

      Tak można mówić też w drugą stronę – panowie w jednej ręce papieros, w drugiej telefon, 90 km na liczniku i ręka na kierownicy tylko w momencie gdy rozmowa przez telefon przebiega mniej więcej tak „poczekaj chwilę, bo prowadzę teraz auto i mam bardzo trudny zakręt”.

      I odwalić się od kobiet,które jeżdżą przepisowo – jak na terenie zabudowanym można 50 km/h, ona jedzie 60, a i tak wszyscy chcą ją wyprzedzać I WYPRZEDZAJĄ, to kto tu stwarza zagrożenie?

      Znam kobiety które prowadzą genialnie, te które prowadzą tak se (ja), i beznadziejne przypadki od szminek i lusterek, niemniej nigdy nie należy generalizować (bo można się nomen omen przejechać)

    • anemusek

      Osoba, która zwraca uwagę na naklejki na szybie, a nie na sytuację na drodze powinna być bezwzględnie pozbawiona uprawnień do prowadzenia wszelkich pojazdów do tego niestandardowych zachowań powinieneś się spodziewać po każdym kierowcy bo takowe mogą wystąpić w każdej sytuacji, a nie kierować się naklejkami…

  • Karolina

    Tylko ze troszkę nietrafne jest porównywanie nas do Stanów chociażby ze względu na drogi jakie tam są. W miastach na większości skrzyżowania są światła, na szybszych drogach tylko skrzyżowania bezkolizyjne, brak rowów przy drogach(nawet jak ktoś zjedzie to wpadnie do rowu ani nie walnie w drzewo) tam jest po prostu bezpieczniej jeździć i nie wymaga to takiej filozofii dlatego nawet ktoś kto słabo jeździ bez problemu sobie poradzi, u nas chyba nie bardzo. A i automatyczna skrzynia, u nas trzeba zdawać na manualnej a nauczenie sie samego płynnego ruszaniem jednak trochę zajmuje. No i znaki tam w większości znaki to komunikaty napisane(są oczywiście normalne znaki ale jest takich dużo mniej) a u nas jednak trzeba sie zaznajomic. Tymi symbolami bo bez ich znajomosci dość niebezpiecznie jest wyjeżdżać od razu na miasto. Pozdrawiam:)

    • Z tego by wynikało, że na polskich szybkich drogach ze skrzyżowaniami bezkolizyjnymi nie ma wypadków, a są. Poza tym, nie idę na egzamin, jeśli nie opanowałam znaków i instrukcji obsługi auta – w przeciwnym razie egzamin mija się z celem. Skrzynia biegów jest prostsza niż się wydaje, skoro większość kierowców po krótkim czasie nie musi o niej w ogóle myśleć. Podsumowując, do egzaminu podchodzi się dopiero jak się jest przygotowanym, nie wcześniej.

    • anemusek

      Błąd logiczny – to nie droga, czy skomplikowany egzamin determinuje bezpieczeństwo ale kierowca. Niestety w Polsce tak się nie myśli. W USA egzamin jest tylko przejawem całościowego, diametralnie różnego i sprawdzającego się podejścia: 1. Trudne uzyskanie uprawnień nie sprawi, że ktoś będzie bezpiecznie zachowywał się na drodze. 2. Przepisy muszą być maksymalnie proste i przedstawione w maksymalnie prosty sposób by nawet debil je zrozumiał – zważ, że debil nawet jak nie uzyska prawka to i tak będzie jakoś uczestniczył w ruchu jako np pieszy stwarzając zagrożenie i często ginąc pod kołami. Jeśli do nauki przepisów potrzebna jest szkoła, kursy i wyjaśnienia to znaczy, że przepisy są złe i należy nie tylko je zmienić ale wywalić na zbity pysk wszystkich, którzy maczali palce w ich tworzeniu. 3. Jedynym skutecznym sposobem by nauczyć się prowadzić jest uczestniczenie w ruchu latami i żadne szkoły czy okresy próbne tego nie zmienią (a wręcz przeciwnie bo utrudnienia zniechęcają świeżego kierowcę do praktyki tworząc z niego bombę z opóźnionym zapłonem), a przepisy, oznakowanie i infrastruktura drogowa mają być tak skonstruowane by nawet największy matoł nie zrobił sobie i innym w danej sytuacji krzywdy (zapewniam, że nie jest to syzyfowa praca i nie jest to kosztowne i długotrwałe wbrew głupotom nam wpajanym ponieważ do tego oprócz dobrych przepisów wystarczy minimum wysiłku do dobrego oznakowania dróg i zaplanowania ruchu, a same inwestycje techniczne by to zrealizować fizycznie to minimalne nakłady). 3. By wszystko to działało to prawo musi być bezwzględnie egzekwowane bo to jedyny sposób by zagwarantować bezpieczeństwo w ruchu drogowym i zapewniam, że nie jest to trudne jeśli prawo jest zrozumiałe, logiczne i sensownie stosowane – zapewniam, że wtedy spotyka się z większą akceptacją kierowców.
      To są proste zasady, którym hołduje Ameryka, a przed którymi rękami i nogami broni się Polska i część Europy ale bardziej ze względu na totalitarne tradycje i grupy interesów mocno zakorzenione w struktórach państw.

  • Anna N

    Teorię zdałam za I podejściem, a do praktycznego podchodziłam już 16 razy. Tak! 16!

    Do dziś nie mam uprawnień. Ostatni egzamin w lutym 2013…

  • cdefga

    heh, dobre porady ;) fajnie też piszą tu:http://zdaszprawko.blogspot.com/