Skąd się bierze hejt i kłótnie w internecie? Czemu niektórzy tak bardzo potrzebują przekonać innych do swojej racji? I czy to w ogóle jest konieczne?
Kiedyś pisałam o tym, że hejt można też odbierać na plus, bo to specyficzny rodzaj negatywnej energii.
To dobrze, że masz i fanów, i hejterów, bo to znaczy, że jesteś jakiś.
— Arlena Witt (@wittamina) styczeń 25, 2013
Za zasłoną ekranu
Ale ludzie kłócą się przecież nie tylko w sieci. Każdy ma jakieś konflikty, nieporozumienia, fochy, własne zdanie itp. W realu nie robimy tylu afer o pierdoły, bo szkoda nam na to czasu, bo nie ma tyle odwagi, żeby powiedzieć prosto w oczy, co się naprawdę myśli, bo niepotrzebnie skacze nam ciśnienie. W internecie jest inaczej, bo za zasłoną swojego ekranu łatwo jest być kozakiem. Łatwo jest rzucić obelgą, bluzgiem, postukać w klawiaturę, wcisnąć Enter i poczuć się lepiej. Bo nie widzimy reakcji drugiej osoby. Nie widzimy cierpienia w jej oczach, smutku na twarzy, nie dotyczy nas to, że jest jej przykro. Dzięki temu obojętniejemy i zapominamy, że słowem też można komuś zrobić krzywdę. Dokopaliśmy jednemu, to teraz drugiemu. I tak kopiąc klawiaturą kolejne osoby, czujemy się coraz lepiej i pielęgnujemy naszego wewnętrznego psychopatę.
Moja racja jest mojsza
Kłótnia jest wtedy, gdy uważasz, że masz rację, a ktoś jej nie ma. I to akurat jest normalne – każdy ma swoją głowę, swoje opinie, swój gust, doświadczenia, wiedzę, refleksje, zachcianki, kaprysy, humory itp. Problem jest wtedy, gdy nie wiadomo dlaczego ma też potrzebę przekonać innych do swojej racji. A przecież można pozwolić komuś mieć inne zdanie, prawda? Niech sobie je ma.
– Świetny film!
– No co ty? Beznadziejny!
– Co ty gadasz? Był super!
– Palnij się w łeb! W życiu gorszej szmiry nie widziałem.
– Sam jesteś szmirą!
– A twoja matka…
I tak dalej. Temperatura rośnie tylko dlatego, że nie umiesz zaakceptować, że ktoś myśli inaczej. A można by tak:
– Świetny film!
– Naprawdę ci się podobał? Mnie akurat nie, no ale spoko – każdy lubi coś innego. Idziemy na kebaba?
Ewentualnie zamiast kebaba – „Muszę iść, to cześć”, jeśli już nie mamy ochoty pomimo różnicy zdań spędzać razem czasu. Tak jest w realu, a czy w sieci też się tak da? Czemu tak bardzo nam zależy na tym, żeby udowadniać wszystkim, że nie mają racji w internecie? Skoro nie mają, to niech sobie nie mają. Nie lepiej odejść i zrobić sobie herbatę? Albo jeśli rozpiera nas energia, narąbać drewna, umyć podłogę czy pójść pobiegać.
Policja Myśli
Pamiętam, jak czytałam „Rok 1984” Orwella. W opisanej tam rzeczywistości działa Policja Myśli. To struktura, która zajmowała się tropieniem myślozbrodni, czyli przestępstw polegających na posiadaniu odmiennych poglądów niż Partia. Nie do końca wiadomo, jak działa Policja Myśli – czy polega tylko na inwigilacji za pomocą kamer i nasłuchu, czy też może faktycznie ma jakiś wgląd w umysły obywateli. Niezależnie od tego, lepiej było nie myśleć zbyt inaczej.
Masz inne zdanie? No i luz.
W naszej rzeczywistości Policji Myśli nie ma. Na szczęście! Każdy z nas może sobie myśleć co chce i jak chce. Ty możesz i ja też mogę. I nie musi to być ta sama myśl. I to wcale nie jest nic złego, że myślimy inaczej. Różnimy się i już. To nie znaczy, że nie możemy się kumplować albo lubić.
Dlatego przy okazji kolejnej kłótni w sieci, gównoburzy czy innych afer i gate’ów pomyśl sobie „OK. Możesz myśleć co chcesz. Ja też”. Po angielsku jest takie fajne wyrażenie: Let’s agree to disagree, czyli „pogódźmy się z tym, że się nie zgadzamy”. I już.
I zrób herbatę. Peace!
