14 stycznia 2014

Mamy Wi-Fi, Bluetooth, smartfony, tablety, Google Glass, drony, szybki internet... Ale żeby załatwić coś w urzędzie albo się leczyć, nadal trzeba wyjść z domu, czekać w kolejkach i nosić papiery. Zwykle kilka razy. Przyszłość jest teraz. Mamy w rękach małe bezprzewodowe urządzenia, które nie tylko dzwonią, ale robią zdjęcia, odtwarzają filmy, mają dostęp do wszystkich informacji w całym internecie, a my i tak ich używamy głównie do oglądania śmiesznych obrazków z kotami. Mamy pocztę elektroniczną, która do dowolnej osoby na świecie dociera w mig i za darmo. Bez ruszania się z domu robimy zakupy, zamawiamy pizzę, pracujemy, kłócimy się z ludźmi na całym świecie, wzruszamy, nawiązujemy przyjaźnie, poznajemy świat. Urzędów to nie dotyczy. Nie doszły jeszcze do 2014 roku. Za rok dożyjemy czasów przedstawionych w „Powrocie do przyszłości 2” - lewitujących deskorolek, ubrań automatycznie zmieniających rozmiar, prognoz pogody dokładnych co do sekundy, urządzeń robiących jedzenie w kilka sekund - ale do pani z okienka trzeba ruszyć pośladki. Co więcej, często trzeba je ruszyć do kilku pań, bo te panie nie wiedzą, co to internet, dokumenty elektroniczne czy wymiana plików.

Systemie, gdzie jesteś?

Mam takie marzenie, trochę jak Martin Luther King, żebyśmy mieli w Polsce (bo o świecie to się nie ośmielę) system, do którego dostęp mają wszystkie urzędy, w którym widnieją wszystkie nasze dane osobowe, historia zatrudnienia, ubezpieczenia, mandatów, dokumenty urzędowe, informacje o stanie cywilnym, skany dowodów osobistych i wszystko inne, po co nie musielibyśmy biegać od jednego urzędu do drugiego. Dlaczego skrócony akt ślubu ma ważność tylko 3 miesięcy? Czy jest jakiś logiczny powód, czemu ten dokument zawsze musi być świeży? Czy 3 miesiące to okres jego połowicznego rozpadu? Dlaczego gdy wyrabiam nowy dowód osobisty, to ja muszę biec do urzędu stanu cywilnego po dowolny akt, a pani w okienku nie może jednym kliknięciem go pobrać ze swojego internetu? Wprowadzenie takiego narzędzia nie wymagałoby żadnego dodatkowego sprzętu - komputery z dostępem do internetu już i tak wszędzie są. Co stoi na przeszkodzie?

Nie jestem koniem

Kilka miesięcy temu przypadkiem odkryłam, że moja działalność gospodarcza była zawieszona zamiast aktywna - przez błąd urzędnika nie została prawidłowo wznowiona. Przez ten cały czas ja, myśląc, że działam normalnie, płaciłam składki ubezpieczeniowe i odprowadzałam podatki, więc zwróciłam się do ministerstwa gospodarki o korektę wpisu w systemie. Ponad pół roku zajęło mi udowodnienie, że nie jestem koniem. Od jednego urzędu do drugiego, tłumaczenie sytuacji 15 różnym osobom, wnioskowanie o wydanie zaświadczeń, wnioskowanie o wydanie poprawionych zaświadczeń, kopiowanie, wysyłanie. A mógłby to być jeden klik. Ciekawe w tej całej sytuacji było to, że ZUS, choć otrzymywał ode mnie składki, których teoretycznie nie powinnam płacić, bo działalność oficjalnie była zawieszona, przez prawie rok ani razu się do mnie nie odezwał z wiadomością "Ale dlaczego pani nam płaci? Przecież pani nie pracuje. Proszę podać numer konta, oddamy pani pieniądze". Ale by to był śmieszny żart!

Ma skierowanie?

Podobny "system" działa, a raczej go nie ma, w służbie zdrowia. Żeby dostać się do lekarza-specjalisty, na przykład laryngologa, muszę mieć skierowanie od lekarza rodzinnego, które temu specjaliście muszę zanieść. Rejestracja telefoniczna to w zasadzie marzenie ściętej głowy. Idę więc do przychodni i stoję w kolejce za kilkoma emerytami. Pierwszy możliwy termin jest za tydzień. Za tydzień! A gdybym dziś umierała na katar?
Nieuśmiechnięta Pielęgniarka: Pasuje 7:12? Ja: A może być jakaś normalna godzina? Na przykład koło 10:00? NP: Proszę pani, to jest normalna godzina dla ludzi pracy. Ja: Dobrze, niech będzie.
Już na początku mojej drogi przez lekarską mękę zostałam wyzwana od ludzi niepracy. Albo od nieludzi pracy, nie wiem. Za tydzień o 7:12 na korytarzu przed gabinetem mojego lekarza rodzinnego siedzą 3 berety. Tylko jeden z nich wie, na którą godzinę był zapisany, pozostali mówią, że byli przed tym panem. Wzdycham głęboko i czekam, pół godziny mnie nie zbawi. Gdy wreszcie wchodzę do gabinetu mojego lekarza rodzinnego - ładny mi eufemizm, bo gość nawet nie wie, jak się nazywam - on zamiast mojego uroczego lica woli oglądać moją kartotekę. "Niech powie, co jej jest". Bareja uśmiecha się do mnie z zaświatów. Bez rozbierania, bez zbytniej gadki dostaję wymarzone skierowanie. Znów rejestracja. Znów kilkoro emerytów.
NP: Najbliższy termin do laryngologa to 13 sierpnia 2026. Pasuje? Ja: Ale rano czy po południu? NP: A co to za różnica? Ja: Bo po południu mam ortopedę.
Kiedy już pójdę do laryngologa w 2026, dostanę od niego skierowanie do szpitala na operację zatok, która odbędzie się w 2034. Mówię Wam o tym już dziś, żebyście zanotowali, że tego dnia nie ma mnie dla nikogo.

Lekarz przed komputerem? Impossibru!

A nie dajcie bogowie do tego czasu się przeprowadzę i cała droga czeka mnie jeszcze raz, tylko w nowej przychodni rejonowej. A wszystko mogłoby być o tyle piękniej, gdybyśmy mieli jeden system. Ten sam, do którego podłączeni są Nieuśmiechnięta, smutny rodzinny, laryngolog przyszłości, ortopeda, chirurg i wszyscy inni Polacy w białych fartuchach z "med." przed nazwiskiem. Klik i skierowanie wystawione i wysłane. Klik klik i termin kolejnej wizyty wyznaczony, wpisany wraz z przypomnieniem do kalendarza. Cała historia medyczna, wszystkie szczepionki, choroby, ciąże, botoksy, nazwiska lekarzy w jednym miejscu. Mam takie marzenie.

Zapisz to sam

Ostatnio natknęłam się na platformę o zbliżonej funkcji - MinHolder. Tu każdy sam może utworzyć swoją kartotekę i wprowadzać do niej skany zaświadczeń czy informacje o stanie zdrowia, dostaje się kartę ze specjalnym kodem, naklejki na samochód i telefon oraz opaskę na rękę (z tym samym kodem). Koncepcja jest naprawdę fajna, bo po pierwsze wreszcie zbliża nas do teraźniejszości, no i  brzmi super szczególnie dla osób przewlekle chorych, uprawiających sporty ekstremalne, podróżników albo pracodawców itp. Ale większość z nas jest... leniwa. Mało kto ma porządek w ważnych papierach, potrafi w kilka sekund znaleźć swój paszport albo kluczyki do auta, a co dopiero żeby systematycznie uzupełniać dane o swoim zdrowiu. Czasem nawet nie mamy dostępu do pełnych danych medycznych, bo nasze kartoteki znajdują się w dziesiątkach gabinetów. Większy sens chyba miałoby rozwiązanie dla lekarzy, którzy i tak połowę czasu wizyty spędzają na wypełnianiu papierzysków - ten czas mogliby spożytkować na wklepywanie danych. Przynajmniej wreszcie nie mielibyśmy problemów z rozczytaniem ich bazgrołów.

XXI wieku, zapraszam

Lewitujące deskorolki świat może sobie darować. Przeżyję nawet to, jeśli za rok nie będzie samodopasowujących się ciuchów. Nawet bez pizzy w 3 sekundy jakoś dam radę. Ale technologio, daj nam wreszcie coś, co wszystkim nam ułatwi życie i nie każe biegać między okienkami ani nosić papierków. Dobry system poproszę. Proszę bardzo.

_______________
Tekst zawiera lokowanie produktu i powstał na skutek współpracy z firmą Noidss, ale żadna jego część nie została mi podyktowana. Zawsze piszę to, co myślę, a myślę bardzo. Najzdrowszy rozsądek przede wszystkim.

  • Michal

    Mnie od lat bawi (no dobra, wk@#$%ia niesamowicie, ale ja w samoobronie mówię, że mnie to bawi) fakt, że 24 lata po komunie nie ma możliwości wyliczenia Popytu na Usługi Medyczne.
    Nikt tak naprawdę nie wie, ilu Polaków potrzebuje jakich usług medycznych. Gdybyśmy chcieli ogłosić Pięciolatkę Zdrowych Polaków i zamiast uczyć dzieci, ścigać przestępców i budować drogi, i acquaparki zechcieli wyleczyć wszystkich obywateli z tego co im dolega- nie będzie możliwości tego zabudżetować, bo minister nie ma tej liczby. Stąd kolejki do specjalistów i na zabiegi – z powodu braku systemu można się zapisać do wielu lekarzy jednocześnie.

    Aha, w USA próbują zbudować taki system – buduje go m.in. agencja o wdzięcznej nazwie NSA – jakoś nie wszystkim się podoba ;-)

  • olazklasyfoto

    Prawda jest taka, że służba zdrowia nie chce, byś była wyleczona. Gdyby nagle wyleczyć wszystkich ze wszystkiego i znaleźć lek na całe zło, to lekarze nie dostawaliby pensji.
    No, chyba, że chcemy płacić te przeklęte składki i podatki dla grupy ludzi, którzy siedzą 8 godzin w gabinecie i czytają czasopisma, bo przychodnie i szpitale świecą pustkami.
    Smutne, ale prawdziwe ;)

    • Hmmm to chyba nie tak działa. :) Wyleczyć wszystkich ze wszystkiego? To tak się da? Ja im chętnie będę płacić za samą gotowość do przyjęcia mnie w każdej chwili. Niech sobie szpitale świecą pustkami – żyć nie umierać.

      • Ja na dobrą sprawę mógłbym oddawać 25% pensji tylko po to (a może AŻ) bym do lekarza specjalisty mógł dostać się powiedzmy po tygodniu. Pamiętam jak w zeszłym roku chciałem zapisać się na następną wizytę do okulisty. Do okienka podszedłem w maju. Pani powiedziała, że na te ten rok nie ma już miejsc i żebym przyszedł zapisać się w grudniu (!!!). Przyszedłem pierwszego dnia zapisów, dostałem termin na maj. Lowli.

        Ale jeszcze lepsze (choć to już trochę odbiega od tematu) są przyjęcia do szpitali. Jak dwa lata temu przyszedłem na izbę przyjęć, to zanim cokolwiek zostało wykonane siedziałem na niej pięć godzin. Czy trzeba przyjść z dziurą w głowie by zostać przyjętym do szpitala? Paranoja.

        • Ja w szpitalu byłam raz. Kazali się zgłosić na czczo o 7:30, po czym powiedzieli „Nie ma dla pani jeszcze łóżka” i siedziałam na korytarzu jak kołek chyba z 2 godziny. To po co kazali przyjść tak wcześnie?

          • A mnie jak już do tego szpitala przyjeli to oczywiście nie było miejsca dla mnie, więc pierwszą noc spędziłem na korytarzy na jakiś XVII-wiecznym łóżku, twarym jak cholera. Krzyki ludzi, alarmy, biegające pielęgniarki – weź tu człowieku śpij. A rano jak chciałem iść do łazienki, to nie mogłem bo byłem podłaczony do maszyny zasilanej prądem z gniazdka. 45 minut prosiłem o odłaczenie lub chociaż o jakiś basen bym nie zlał się gacie.

            A propos czekania jeszcze, kiedyś rozwaliłem sobie kolano, tak że ledwno mogłem chodzić. Działo się to na Bemowie i stwierdziłem, że wsiądę w autobus i pojadę do szpitala w Międzylesiu (Wawer), bo tam mieszkałem i będę miał później blisko do domu. Pani na Ostrym Dyżurze powiedziała, że mnie nie przyjmą, bo oni nie mają ortopedii. Najbliszy szpital z ortopedią to Szaserów na Grochowie. Pojechałem. Zarejestrowałem się i usłyszałem „nikogo do ortopedy w kolejce nie ma, więc zaraz się Panem zajmie”. Po 3h czekania i pytania gdzie jest kelarz (nikt nie wiedział) pokuśtykałem do domu…

          • To jest jakaś abstrakcja…

    • A taksówkarze nigdy nie dowiozą Cię na miejsce, bo jak dojedziesz to wysiądziesz i tracą klienta!

  • Piotr

    Coś się powoli rusza w tej sprawie, choćby ePUAP , nie jest dla medycyny ale zawsze to coś.Najważniejsze, że podjęto próbę, jeszcze tylko nowe dowody, brak meldunku i głosowanie przez internet. Myślę, że do 2020 a już na pewno do wizyty w 2026 dadzą radę ;)

    • To dobrze, pocieszyłeś mnie. :)

  • radxcell

    Podoba mi się, że jeszcze przez kilka lat, przez mały, krótki moment, moje dane medyczne nie należą do danych ulegających wyciekom, wrzucanych na pastebina i przeglądanych przez grono osób większe niż kilka nadmiernie ciekawych pań, które w przelocie zobaczyły znajome nazwisko…

  • Daniel

    Lekarz przed komputerem nie jest takim rzadkim widokiem. Jestem zapisany do Scanmedu, który reklamuje się jako sieć przychodni akademickich i szczerze polecam (mieszkam we Wrocławiu). Każdy ma komputer, kartoteka jest w sieci i pani w rejestracji widzi kiedy ostatni raz byłem zarejestrowany bez zbędnego szukania. Lekarz ma całą historię przed nosem i każdy następny lekarz, do którego pójdę w tej przychodni będzie miał moją kartotekę na ekranie.

    • Czyli jest nadzieja, to super! Fajnie by było, gdyby to samo było w przychodniach rejonowych NFZ.

      • frygins

        W mojej jest.

    • U mnie też tak jest w przychodni, a nawet nie jestem w żadnej z tych „sieciowych”.Ostatnio jak byłem u swojego lekarze i chciałem zapisać się na pełne badania krwi, ten szybko sprawdził w komputerze kiedy miałem je robione ostatni raz. Oczywiście do systemu opisanego w tekście jeszcze trochę brakuje ale zawsze to jakiś początek. Teraz tylko czekać aż w państwowych placówkach zawita coś takiego,

  • Nawet najlepszy system jest tylko tak dobry jak ludzie, którzy z niego korzystają – jak pani w okienku nie zechce to nie pobierze dokumenty z sieci i będzie go żądać od petenta, bo może :(

  • Piotr Skrobol

    A czy nie jest tak, że na małą skalę już zdążyłaś się przyzwyczaić do synchronizacji swoich danych? Te wszystkie Dropboxy, iCloudy i Facebooki rozpieszczają nas, umożliwiając dostęp z każdego miejsca do dowolnych danych, które gdzieś wyprodukowaliśmy lub zchomikowaliśmy. Tymczasem te narzędzia to nic innego, jak bazy danych z możliwością zdalnego dostępu. I trzeba też zauważyć, że są to oddzielone bazy, które dzięki różnym API miejscami się zazębiają, ale wciąż to nie jest jeden system. I nigdy nie będzie.

    System, o którym marzysz wznieciłby kilka problemów. Pierwszy to prywatność i odpowiednie zabezpieczenia podstawowej bazy, która musiałaby powstać. Drugi to konieczność wprowadzenia wszystkich instytucji do jednego systemu. Kolejny, to czynnik ludzki – ciągle większość ludzkości jest analogowa, nie cyfrowa. I jeszcze jeden czynnik, złośliwość rzeczy martwych… O nakładach finansowych takiego przedsięwzięcia nie wspominam.

    Dopóki piszesz to w kategoriach „I have a dream that one day (…)”, wzdycham z tęsknotą razem z Tobą. Natomiast jeśli wkradła by się do tej pisaniny nuta pretensjonalności, pomyślałbym że trochę brakuje cierpliwości i pokory.

    Inną kwestią jest natomiast to, że biorąc pod uwagę dzisiejszy stan cyfrowych zabezpieczeń, przemian społecznych i politycznych (cóż, nie wróżę dobrze tej kulturze), to sam nie wiem czy chciałbym, aby ktoś kto za 20 lat będzie miał władzę nad systemem, miał również wgląd we wszystkie informacje o mnie.

  • Pingback: Wittamina T()

  • Czy to wpis sponsorowany? Bo o tym samym dzisiaj u Trawy.

  • blados

    Zapraszam do UK. Tylko raz w ciagu ostatnich 8 lat odwiedzilem urzad a bylo to w okolicach 2006. Przeprowadzki, zmiany bankow, miejsca pracy, wlasna dzialanosc + podatki + skladki, zmiana stanu cywilnego, prawo jazdy, rejestracja samochodu, i tak dalej przez neta i/lub telefonicznie. Naprawde mierzi mnie to urzedowo ilekroc w PL jestem a znam urzad od drugiej strony biurka (urzedowalem w 2005). Jednym slowem: da sie.

  • Dominika

    prześwietny tekst reklamowy! bardzo subtelne wprowadzenie produktu, bardzo dopasowany tekst artykułu, a gdybym nie wiedziała, że ta marka się ostatnio promuje na blogach, pewnie nawet bym się nie zorientowała :)

    • Bardzo dziękuję. Staram się, bo sama nie lubię nachalnej reklamy. Dla pełnej jasności na końcu jest odpowiednie info. :)

  • gnrs

    W dzisiejszych czasach można by powiedzieć: „będąc pacjentem, jesteś klientem”. Za tobą i twoim leczeniem idą pieniądze. Bez pieniędzy ani rusz. Jesteśmy wplątani w machinę ciągłego przepływu finansów, tak to już sobie ludzie wymyślili. Cywilizowana , zaawansowana medycyna i technologia z tym związana jest kosztowna, czy tego chcemy ,czy nie. Wiadomo, że w Państwach zamożnych finansowo, systemy opieki zdrowotnej są ( z reguły) na wysokim poziomie i zaawansowane. Druga strona medalu, to ludzie , biurokracja, którzy, żeby żyć i mieć pieniądze, muszą pracować. Wprowadzenie Informatycznego Mega Systemu, mogłoby spowodować zwolnienie wielu pracowników biurokracji i to mógłby być pewnego rodzaju problem dla społeczeństwa. Z drugiej strony pracę zyskałyby firmy serwisowej obsługi informatycznej i sprzętowej systemu. Dodatkowym aspektem byłoby to, iż taki system mógłby wpłynąć pozytywnie na zarządzanie systemem służby zdrowia, efektywny ruch chorych, również poprawę efektywności leczenia pacjentów ( co w zasadzie powinno być główną misją takiego „systemu” ), mniejsze wydatki na zarządzanie służbą zdrowia. Łatwość dostępu do danych i historii pacjenta może rodzić pozytywy i negatywy. Pacjent-klient. Firmy od wielu lat korzystają z systemów CRM, pozwalających efektywnie zarządzać relacjami z klientami ( chociaż z reguły klienci nie mają bezpośredniego wglądu w taki system ). To podałem tylko jako przykład, namiastkę, podobieństwo do takich systemów. Ale, generalnie mamy efektywnie leczyć. Ale to też, niestety nie jest priorytetem dla wielu,wiedząc, że żyjemy w rzeczywistości ciągłej sprzedaży. Z obserwacji życia społeczeństw i otaczającego świata, wiemy, że żywność też truje, powodując wiele cywilizacyjnych chorób, cywilizacja zatruwa sama siebie, produkując coraz więcej śmieci ( segregacja śmieci i ich przeróbka tylko może spowolnić szybkość procesu zatruwania ), lekarstwa jedno leczą , a w dużej mierze na coś innego szkodzą. Rodzą się coraz słabsi i chorzy ludzie, których leczymy i ratujemy ( bo taki jest nasz naturalny, ludzki odruch ) są potomkami wcześniej leczonych. Lekarstwa , antybiotyki, niestety, coraz częściej nie działają, tworzą się mutacje zjadliwych bakterii, itp. Proszę wybaczyć, że poruszyłem kilka pobocznych tematów, które mnie dręczyły. Ale bądźmy dobrej myśli. Pozdrawiam.