25 kwietnia 2014
W wolny wieczór, niekoniecznie piątkowy czy sobotni, każdego czasem nachodzi ochota, żeby obejrzeć jakiś film. Tylko jaki? Proszę bardzo, już nie musicie szukać. Polecam Wam 21 sprawdzonych filmów, do których sama często wracam.
Kiedy pytają mnie, jakie filmy lubię, odpowiadam, że lekkie, łatwe i przyjemne. Oczywiście doceniam kino ambitne, pełne sztuki i czarno-białości, nawet obejrzałam "Obywatela Kane'a", ale zazwyczaj nie tego szukam w kinie. Dla mnie film to ma być czas odpoczynku, rozrywki, czasem refleksji, ale zazwyczaj po prostu miło spędzonego czasu.
Najbardziej lubię przy filmie się śmiać. W ogóle lubię się śmiać. Śmianie jest bardzo spoko. Amerykańscy naukowcy nieraz dowiedli, że na wszystko wpływa dobrze, więc trzeba śmianie praktykować. Dlatego najchętniej sięgam po komedie i mam kilka takich, które lubię oglądać wiele razy. Dlatego te polecę Wam w pierwszej kolejności.
11 komedii
Najbardziej chyba lubię filmy z fajną historią, gdzie na końcu wszystko ładnie układa się w całość, nagle ma sens i myślisz sobie "Ale ten scenarzysta sobie to wymyślił, spryciarz jeden". Dramaty sądowe zawsze mi się podobały. Zwykle gdy akcja dzieje się na sali sądowej, towarzyszy jej ciekawa historia. Tak samo jest tu, a do tego mamy doskonałą komedię, na której naprawdę można się wiele razy uśmiać. Dwóch studentów przejeżdża przez Alabamę i zostaje oskarżonych o zabicie sprzedawcy w przydrożnym sklepie. Nie stać ich na adwokata, więc pomaga im kuzyn Vinny (Joe Pesci), który mimo czterdziestki na karku nie jest zbyt doświadczonym prawnikiem. Marisa Tomei w pełni zasłużyła na Oscara za tę rolę. Zakochałam się w niej za samą scenę, która zaczyna się od jej słów "Wyobraź sobie, że jesteś sarną". Do tego w tle Ralph Macchio, czyli Karate Kid jako jeden z oskarżonych i jest na czym oko zawiesić. Uważam też, że każda knajpa powinna mieć takie menu, jak ta, w które bohaterowie jedzą pierwsze śniadanie.
A to taka typowa bajeczka - geek nieudacznik (Brendan Fraser) spotyka diabła, a w zasadzie diablicę (Elizabeth Hurley), której sprzedaje swoją duszę w zamian za 7 życzeń. Każde życzenie to oddzielna rzeczywistość i oddzielna postać głównego bohatera - jest kolumbijski krezus, rudy romantyk w sandałach, brzydki gwiazdor koszykówki czy czarujący pisarz, a w każdej z tych historii diabeł tkwi w szczegółach (widzicie, co tu zrobiłam?). To jeden z niewielu filmów, na których w kinie śmiałam się w głos. Szczególnie polecam scenę z zachodem słońca - do posikania śmieszna. Widziałam ten film z 10 razy.
Amelia (Le fabuleux destin d'Amélie Poulain, 2001)
Teraz już klasyka. Razem z pięknymi zdjęciami, cudowną muzyką i do zjedzenia uroczą Audrey Tautou. Amelia zmienia życie każdego, kto ją napotka i podobnie ten film zmienia widzów. Jeśli o jakimś filmie można mówić, że jest magiczny, to ten jest taki na pewno. Jeśli jakimś cudem go jeszcze nie widzieliście, bo może wychowaliście się w buszu z wilkami, to obejrzyjcie koniecznie.
Filmy o sporcie nie należą do moich ulubionych, a tenisem to już w ogóle się nie interesuję, ale po tym filmie można się w tenisie zakochać. Jak na film sprzed 10 lat, ujęcia samej gry są wyjątkowo dynamiczne i naprawdę pokazują to, co najpiękniejsze na korcie. A sama fabuła to bardzo ładnie poprowadzona historia miłosna. Brytyjski tenisista (wyjątkowo przystojny Paul Bettany) dostaje dziką kartę, by zagrać w ostatnim w swojej karierze turnieju na Wimbledonie. Tam spotyka amerykańską, kapryśną gwiazdę tenisa (Kirsten Dunst) i co jest dalej, możecie się domyślić. Nie domyślicie się za to, że dialogi są naprawdę zabawne, a drugoplanowe role grają młody James McAvoy i Nikolaj Coster-Waldau, czyli Jaime Lannister we własnej osobie. Obaj dodają sporo humoru. No i na Londyn w każdym filmie zawsze warto popatrzeć. Jeden z moich ulubionych filmów.
Do Nowego Jorku przyjeżdża Barbara Novak (Renée Zellweger), autorka książki pt. "Do diabła z miłością", w której zachęca kobiety do bycia niezależną, do seksu bez zobowiązań i do zastąpienia potrzeby miłości... czekoladą. Bohaterka ma nadzieję, że w promocji książki pomoże jej znany dziennikarz prestiżowego magazynu i kobieciarz (Ewan McGregor).
Uwielbiam ten film za to, jak wygląda. Twórcy pojechali z formą i zrobili pastisz filmów z lat 60. Są kolorowe do przesady stroje, nienaturalne pozy, kartonowe tła, podział ekranu na pół w scenach rozmów telefonicznych, tanie efekty specjalne, a do tego zabawne dialogi z mnóstwem podtekstów. To film, który ogląda się z ogromną przyjemnością.
Nietykalni (Intouchables, 2011)
Trzecie miejsce w rankingu światowym na Filmwebie. Film do śmiechu i do płaczu. Pewnie go widzieliście, ale to zawsze dobry wybór na wieczór, nawet na powtórkę. Francuski milioner-inwalida (François Cluzet) zatrudnia Murzyna z ulicy (Omar Sy) na swojego opiekuna i zamiast żalu, smutku i współczucia mamy żarty z niepełnosprawności, doskonałe poczucie humoru i sporo muzyki lat 70. Jeden z najbardziej pozytywnych filmów świata. 11/10.
To znów film z czołówki światowej (12. miejsce) i znów nie z USA, a z Włoch. Kto by pomyślał, że z tematu najcięższego z możliwych - holocaustu - można zrobić komedię, na której uśmiejemy się do łez. Włoska rodzina Żydów trafia do obozu koncentracyjnego, gdzie w ramach walki o przetrwanie ojciec (Roberto Benigni) tłumaczy synkowi (przesłodki Giorgio Cantarini), że to wszystko to jedna wielka gra, w której zbiera się punkty. Paweł Tkaczyk byłby dumny z takiego poziomu grywalizacji. Dużo śmiechu, ale i łzę się uroni. Jeśli gimby nie znajo, to warto poznać.
"Mężczyźni w naszej rodzinie mogą podróżować w czasie" - dowiaduje się główny bohater (raczej nieznany Domhnall Gleeson) od swojego chorego ojca (Bill Nighy). "Tylko nie mów kobietom", a jedną z nich gra przeurocza Rachel McAdams. Nie jest to typowa komedia do pękania ze śmiechu, a raczej po prostu piękna historia, którą ogląda się z uśmiechem i która dobrze pokazuje, co w życiu jest ważne. Tytuł polski jest bardzo mylący, więc po obejrzeniu tego filmu wiele osób jest zdziwionych, że to taki dobry i inny film, niż się spodziewali. Zdziw się i Ty.
Dobry remake nie jest zły. Napad na kasyno w Las Vegas, tłum gwiazdorskich nazwisk (George Clooney, Brad Pitt, Julia Roberts, Matt Damon, Andy Garcia), plan na kradzież doskonałą i dużo humoru. Chemię między bohaterami czuć tak bardzo, że samemu chce się dołączyć do tej jedenastki i napadać razem z nimi.
Kolejna z moich ulubionych komedii to historia dwóch kobiet, które na drugie mają Sexy. I Jennifer Love Hewitt, i Sigourney Weaver są tu do zjedzenia - dekolty i nogi atakują z ekranu, ale to bardzo przyjemny atak. Bohaterki żyją z tego, że wycinają numery, wyłudzając pieniądze. Niepostrzeżenie wrzuć kawałek szkła do talerza, a ten obiad będzie już za darmo. Albo uwiedź faceta, wyjdź za niego, sprowokuj do zdrady, szybko się rozwiedź i zgarnij jego kasę. Taki pomysł na życie. Jednym z ich obiektów jest właściciel tytoniowego imperium (Gene Hackman), który nigdy nie wyglądał tak źle, że aż śmiesznie. W tym filmie zdecydowanie jest na co popatrzeć, a i z czego się pośmiać.
I na koniec akcent polski. Mało w polskim kinie mamy komedii dobrych. W zasadzie dzielą się one na Bareję, klasykę ("Rejs" czy "Sami swoi"), tzw. romantyczne-ale-nigdy-śmieszne i głupkowate w zestawie z fekalnymi żartami i plakatem z białym tłem. Jeden "Kiler" wiosny nie czyni. Ale bardziej od "Kilera" wolę "Ile waży koń trojański?". Główna bohaterka (Ilona Ostrowska) jest mężatką po raz drugi i ma córkę z pierwszego małżeństwa. Życie jest spoko. Z okazji pluskwy milenijnej w sylwestra 1999/2000 cofa się w czasie do roku 1987 i... potem jest dużo śmiesznych rzeczy. Uwielbiam ten film za to, że bardzo sprytnie poprowadzona jest tu fabuła, świetnie pokazana jest Polska lat 80. (ludzie naprawdę wychodzili na ulicę w takich ciuchach i fryzurach?!), a dialogi są autentycznie zabawne. To rzadkie w rodzimych komediach, dzięki temu film ogląda się jak film niepolski. Kręcony był m.in. w Sopocie, gdzie dzieje się część akcji, więc bardzo miło się nań patrzy.
10 filmów akcji
A propos akcji. Czasem poza mięśni śmiechu dobrze jest napiąć i inne mięśnie, a nie ma lepszego napięcia niż dobry film akcji, czy jak ich kiedyś nazywano - sensacyjny. Horrorów nie lubię, ale pościgi, wybuchy czy strzelanki obejrzę. Oto moje ulubione.
Nie mieści mi się w głowie, że od premiery minęło już 20 lat. Polecam dlatego, że dla mnie to pozycja obowiązkowa raz na kilka miesięcy, a gimby pewnie nie znajo. Terrorysta podkłada bombę w autobusie, która jest uzbrojona, gdy autobus przekroczy prędkość 50 mil na godzinę. Jeśli zejdzie poniżej tej prędkości, bomba wybuchnie. Autobusem kieruje pasażerka (moja-gdybym-była-gejką-to-bym-za-nią-wyszła Sandra Bullock) po tym, jak przypadkowo postrzelono kierowcę, a na pokład wsiada dzielny policjant (Keanu Reeves). To jeden z najlepiej trzymających w napięciu filmów akcji, z doskonałą klimatyczną muzyką i mistrzowskimi zdjęciami Andrzeja Bartkowiaka - zwróćcie uwagę na długie ujęcie, w którym siwy kierowca wychodzi z baru i wsiada do autobusu. Dla mnie to już klasyk. Uwielbiam. Za to trzymajcie się z dala od sequela.
Azyl (Panic Room, 2002)
Rozwiedziona matka (Jodie Foster), samotnie wychowująca nastoletnią córkę (Kristen Stewart jeszcze zanim była dziewczyną wampira), kupuje dom, w którym poprzedni właściciel zbudował azyl, czyli pokój, gdzie można się bezpiecznie ukryć w razie niebezpieczeństwa. Nietrudno się domyślić, że tam przez większość filmu znajdziemy bohaterki, bo w nocy do domu włamują się złodzieje (Forest Whitaker i Jared Leto). Film świetnie trzyma w napięciu, a zdjęcia robią niesamowite wrażenie. Polecam też czołówkę z wyjątkowymi napisami początkowymi.
Tak genialnie wymyślonej historii nie widzi się często. Sprytny złodziej (Clive Owen) dokonuje napadu na nowojorski bank, który ma być planem doskonałym. Gdy w środku trzyma zakładników, do negocjacji przystępuje dwóch policjantów (Denzel Washington i Chiwetel Ejiofor). Zagrywki obu stron przypominają mecz ping-ponga, a historia plącze się tak, że trudno jest przewidzieć, jak się skończy. Fajnie to sobie scenarzysta wymyślił.
To moja ulubiona część Terminatora. Gdy film powstał w 1991 roku, był najdroższą produkcją filmową wszech czasów i wykorzystywał najbardziej skomplikowane efekty komputerowe. Te wszech czasy wprawdzie skończyły się, gdy do kin wszedł "Titanic", zresztą tego samego reżysera, ale Arnie jako T-800 nadal robi wrażenie. Pamiętam, gdy jako dzieciak oglądałam ten film z bratem w niemieckiej telewizji. Napięcie było takie, że przerwy reklamowe były ulgą dla naszych mięśni! No i wszyscy znamy kwestie "Hasta la vista, baby" i "I'll be back". Ciekawostką jest fakt, że wizja przyszłości, pokazana na początku filmu, gdzie toczy się wojna ludzi z maszynami, to odległa przyszłość z roku... 1997.
Znów dobrze wymyślona i poprowadzona historia. Prawnik (Will Smith) zostaje omyłkowo wplątany w aferę z morderstwem, korupcją i polityką w tle. Pomaga mu specjalista wywiadu (Gene Hackman), a goni go cały aparat polityczny. Wszędzie są podsłuchy, kamery, permanentna inwigilacja. O PRISM usłyszeliśmy niedawno, ale to, co pokazano w tym filmie z 1998 roku, dziwnym trafem przypomina właśnie taki system. Ponoć już wtedy istniała technologia, dzięki której można było zamontować kamerę w plombie trzonowca czy też zrobić zdjęcie satelitarne, na którym można przeczytać rozłożoną na ziemi gazetę. Głowa mała. W filmie akcji nie brakuje, zdecydowanie warto obejrzeć i posiedzieć na brzegu fotela.
Twierdza (The Rock, 1996)
Specjalista od broni chemicznej (Nicolas Cage) i jedyny znany uciekinier z Alcatraz (Sean Connery) pomagają udaremnić próby psychopatycznego żołnierza (Ed Harris), który chce wysadzić w powietrze całą okolicę Zatoki San Francisco. Pościgi, dowcipne dialogi, dynamiczne ujęcia, strzelaniny, malownicze widoki San Francisco i Alcatraz, starzejący się jak wino Sean Connery i mój ulubiony rodzaj historii - sprytna.
Ścigany (The Fugitive, 1993)
Lekarz (Harrison Ford) zostaje oskarżony o morderstwo własnej żony, więc ucieka z aresztu i próbuje udowodnić swoją niewinność. Typowy kryminał z ucieczką w tle (i tytule), świetna rola Forda i historia, na której zakończenie czekamy z zapartym tchem.
Prawnik wojskowy (Tom Cruise) broni dwóch młodych żołnierzy, oskarżonych o brutalne morderstwo kolegi w bazie amerykańskiej na Kubie. Po cichu mówi się, że taki mieli rozkaz, a wśród mundurowych obowiązuje zmowa. Scena przesłuchania pułkownika Jessepa (Jack Nicholson) weszła do klasyki kina. "You can't handle the truth!". Dziś dodalibyśmy (my albo Jesse Pinkman): "Bitch!".
Na koniec dwa filmy polskie. Typowy polski dramat kojarzy mi się z biedą, zimą, patologią, brudem i cierpieniem. Cierpieniem bohaterów i moim. Bohaterowie to często zwyrodnialcy, gangsterzy, skorumpowani policjanci albo zboczeńcy. Brakuje mi w Polsce kina takiego jak choćby "Plan doskonały", gdzie bez krwi, seksu czy narkotyków można pokazać ciekawą i trzymającą w napięciu historię.
Jeśli już jednak musimy coś wybrać, polecam "Drogówkę", opisywaną jako kryminał polityczny. To film brudny, mroczny i smutny, ale wartki, ciekawy i dobrze zrobiony - wplecione ujęcia nagrane smartfonem doskonale pasują do klimatu i fabuły. Akcja dzieje się późną zimą w Warszawie, gdzie ginie policjant, którego kolega (Bartłomiej Topa) jest podejrzany o morderstwo i próbuje udowodnić swoją niewinność, po drodze odkrywając kolejne afery korupcyjne i konszachty z półświatkiem. Mimo wielu brutalnych scen i wszechogarniającego smutku film się podoba, ale żeby nie było, że nie uprzedzałam. To jedyna z tych pozycji, którą obejrzałam tylko raz i mi wystarczy.
Zwykle jednak nie mam ochoty oglądać mroku i nędzy, więc spośród polskich filmów akcji polecam nietypowy, czyli komedię sensacyjną. "Fuks" to bardzo sprytnie poprowadzona historia (zauważyliście już, że takie lubię najbardziej, prawda?). Jest tu budzący sympatię bohater, sporo humoru, ale i oczekiwanie na to, co będzie dalej. Ogląda się wcale nie jak polski film, tylko fajną zachodnią produkcję. Młody Maciej Stuhr, seksowna jak nigdy wcześniej ani później Agnieszka Krukówna i świetny Janusz Gajos, do tego ładne obrazki słonecznej Warszawy i po prostu miła rozrywka. Szkoda, że takich filmów nie mamy w Polsce więcej.
Wasze filmy na wieczór
Jakie z tych filmów widzieliście i który lubicie najbardziej? I do jakich innych filmów wracacie najczęściej? Jeśli widziało się jakiś film już dziesiątki razy i za każdym razem sprawia tyle samo frajdy, to warto go polecić. Polecajcie śmiało.