W mediach, szczególnie internetowych, ale nie tylko, od dawna nie liczy się misja, czyli edukowanie i informowanie społeczeństwa, tylko kliki, odsłony, fani i płynące z tego pieniądze za wyświetlenia reklam. Cyferki i już.
Dlatego coraz rzadziej czytamy na internetowych portalach treści wartościowe, informacje sprawdzone czy w ogóle prawdziwe. Liczy się to, co się kliknie i że się kliknie wiele razy – stąd zamiast listy 10 sposobów na schudnięcie na wiosnę mamy 10 stokowych zdjęć, a każde na oddzielnej podstronie, żeby klikać i odsłaniać.
Łatwo się zagubić w tym świecie po drugiej stronie monitora (choć teraz to raczej smartfona czy tabletu), tym bardziej, że autorzy tych rewelacji próbują myśleć za nas. Informacje przekazywane są w skrócie, wyrwane z kontekstu, często przekręcone, a czasem zupełnie zmyślone.
Dziennikarz – to było coś
Jeszcze 30 lat temu było to nie do pomyślenia. Kiedyś dziennikarstwo polegało na tym, że społeczeństwo zgłaszało jakiś problem, a dziennikarz, jako wybraniec narodu, wykształcony, umiejący przekuć myśli w słowa, uprzywilejowany dostępem do mediów i przekazywania informacji masom, badał sprawę, czyli po dzisiejszemu robił risercz, wyjaśniał, tłumaczył, edukował, uspokajał zmartwione społeczeństwo, które po lekturze jego starannie opracowanego tekstu mogło odetchnąć z ulgą i wypowiedzieć: „Ahaaaaaa”.
Przykład papki nr 1 – Złota 44
Dziś nie trzeba się znać na tym, o czym się pisze. Przykładowo na architekturze i fotografii architektury. Swego czasu w serwisie natemat.pl pojawiło się takie zestawienie zdjęć, mające ukazywać różnice między zaplanowanym a zrealizowanym projektem budynku w Warszawie:

Co zrobił autor tekstu? Skopiował fotkę, której źródło podpisał „internet”, zacytował oburzonych przechodniów (nie specjalistów) i czekał na kliki, robiąc kolejne wyceny reklam. Fakty są jednak nieco inne. Wystarczyło wyrównać perspektywę drugiej fotografii (jedna funkcja w programie graficznym), tak by piony były pionami i włala:

Jednak wychodzi na to, że wszystko się zgadza, nawet na oko. Zatem zrobiono temat z niczego.
Papka nr 2 – okładka czasopisma
Takie rzeczy nie tylko w internecie. Na okładce jednego z zeszłorocznych wydań czasopisma „Flesz” uśmiecha się Kasia Tusk. Wielki, przyciągający wzrok i zachęcający do zakupu – zapewne główny – temat numeru to „Ile zarabia Kasia Tusk?”. Któż by nie chciał wiedzieć! Ale ja jestem dziwna i zanim kupię, sprawdzam, cóż to za liczby podano w środku numeru, na stronie bodaj 16. Oto odpowiedź:

Pytania? Nie sądzę. Odpowiedzi zresztą też brak. Kup człowieku taki tytuł, bo spieszysz się i nie masz czasu, jak ja, poszperać w środku, leniwie ruszając palcem w bucie, i już 1,50 zł wyrzucone w błoto. Faktów brak, ale zróbmy temat z niczego. Okładkowy w dodatku.
Papka nr 3 – skrytykujmy na trzy cztery
Dziś trwa burza na temat Jessiki Mercedes, która ośmieliła się powiedzieć publicznie, że zapracowała na swój sukces – chodzi o tekst zatytułowany „Jessica Mercedes wyśmiewa polskich celebrytów: Wszyscy znikną. Ja sukces zawdzięczam tylko sobie” (niżej wyjaśniam, dlaczego nie linkuję do tego i podobnych tekstów). Ale ja nie o tym. Przeglądając z nudów, w przerwie między dwudziestą a dwudziestą pierwszą stroną korporacyjnego tłumaczenia, „artykuły” na ten temat, natknęłam się na tekst sprzed miesiąca, w którym jedna postać świata mody krytykuje drugą. „Miażdży”, jak krzyczy tytuł: „Wróblewska miażdży Jessikę Mercedes: Pomyliła bal. Brakuje tylko druhen z kwiatkami”.
Niżej mamy krótki tekst zawierający tę krytykę, a także zdjęcia dwóch pań stojących po dwóch stronach konfliktu:

I jeszcze taka ilustracja:

Widząc te dwie postacie obok siebie aż trudno uwierzyć w treść samego tekstu. Trudniej tym bardziej, kiedy na blogu Doroty Wróblewskiej przeczytamy jej wyjaśnienie, przy okazji którego okazuje się, że jej słowa także zostały wyjęte z kontekstu i okrojone:
Może suknia duetu Paprocki&Brzozowski jest efektowna, ale nie w takich okolicznościach. Brakuje naturalności, swobody i nowoczesności. Przez ekran przebija się zapach lakieru do włosów. Mamy poważną Panią prosto od fryzjera, która przyszła na bal, tylko pomyliła lokalizacje. Kreacja w stylu Las Vegas odpowiednia na scenę do wręczenia lub odebrania nagrody. Do pełni szczęścia zabrakło asysty dwóch małych druhen trzymających tren i trzeciej sypiącej kwiatkami.
UWAGA! To jest moja subiektywna ocena stylizacji, a nie charakteru! Podziwiam szafiarkę za wejście na rynek mody, ale tym razem jestem na NIE. Na scenie w światłach reflektorów suknia wygląda zjawiskowo. W tej samej sukience wystąpiła Natalia Kukulska, która prezentowała się wyjątkowo. Taka „mała” różnica.
Nie cała wypowiedź jest neutralna w tonie, to prawda. Wróblewska mogła darować sobie złośliwości, ale nie zmienia to faktu, że wersja tych słów na portalu afterparty.pl znacznie różni się od oryginału. Nie wątpię, że i dobór zdjęć do tego tekstu nie był przypadkowy – kolory, ujęcia i stylizacje prezentują zdecydowanie różny poziom estetyczny.
Największa kara w internecie
W taki właśnie sposób powstają newsy z niczego. To nie newsy, to błoto zlepione ze skrawków informacji. Właśnie dlatego nie linkuję do tekstów, o których wspomniałam, podając jedynie tytuły – jeśli ktoś zechce, sam je wygugla, ale ja tego ułatwiać nie będę. Bo największa kara w internecie to ignor. Nawet jeśli zdarzy mi się być unikalnym użytkownikiem czy odsłoną treści wyssanych z palca i mydlących oczy, to po przeczytaniu natychmiast wyjdę i nie zrobię nic. Nie będę lajkiem, a na pewno nie szerem. Każdy z nas codziennie głosuje swoim klikiem. Brak kliku to też głos.
Myślenie jest sexy
I najważniejsze: nie dajmy sobie wmawiać cudzych opinii, wciskać przemielonej kilkakrotnie papki czy dopowiadać tego, czego nie ma. Guglaj, znajduj źródła, szukaj faktów i przede wszystkim myśl i wyrabiaj sobie własne zdanie. Bo myślenie jest sexy.