Dziś Live Nation ogłosiło, że 4 lipca na koncert do Ergo Areny przyjeżdża legenda metalu – muzykanci z brytyjskiej formacji Iron Maiden. Jak to mówiła onegdaj młodzież, mi to tito, bo taki ze mnie metalowiec jak z Ozzy’ego Osbourne’a baletnica, ale za to zupełnie nie tito mi nazwa owego zespołu.

To nie jest zespół Iron Maiden, tylko Justin Bieber. Jest tu celowo, bo im więcej Biebera, tym więcej klików – na pewno rozumiecie.
Co ona znaczy?
Sens jaki nazwa ma, każdy widzi. Wydaje się, że żaden. Ponoć pochodzi od narzędzia tortur – i spoko, nie oceniam, każdego kręci coś innego. Skupmy się jednak na warstwie językowej, bo widzę, że już odpływacie myślami. Rozbijając nazwę na części: iron to żelazo (czasem też żelazko, ale chyba nie tu, choć pewności nie mamy), maiden to dziewica, niewiasta, dziewoja. Iron to też pierwiastek – żelazo o masie atomowej 55,845 u. To metal. Metal, get it? ;)
Jak to się mówi?
Mnie się bardziej rozchodzi o tej nazwy brzmienie, a w szczególności jak czytają ją Polacy. Kogo by nie posłuchać, mówi */ajron/. Ała. Gdyby nazwa ta należała do tej samej rodziny co /ajfon/ czy /ajpad/, byłoby to może nawet usprawiedliwione. iRon. Wygląda nawet nieźle, potencjał jest. Niestety iron to zupełnie pospolity angielski rzeczownik, a nie produkt z jabłkiem w logo. Gdyby przełożyć prawidłową wymowę iron na polskie litery, mamy, uwaga: /ajen/. Z akcentem na /a/. Szoczek? To twór w języku Piastów najbardziej zbliżony do brytyjskiego oryginału. Jeśli ktoś chce być precyzyjny i alfabet fonetyczny jest mu mniej obcy niż mandaryński, oto najprawidłowszy ze wszystkich zapis wymowy tego tajemniczego słowa:

Amerykanie, znani ze swoich klusek w gębie, robią większy pożytek z języka niż Brytole, wymachując nim w paszczach na wszystkie strony, a zatem również do środka słowa iron wkładają jeszcze swoje kluskowe /r/, więc wychodzi im coś, co przypomina /ajern/, a dokładnie to, co widać niżej:

Ale nawet to z */ajron/ nie ma nic a nic wspólnego. Bardziej z /ajern/, jak już.
Reasumując wychodzi nam, że szarpidruty z Iron Maiden to po naszemu:
Ajen Mejden
Może trochę głupio, ale prawda.
Żaden ze mnie autorytet, więc pewnie na to wszystko odpowiecie „A pfffff!”, ale wiem, że na pewno przekona Was jamajski mistrz Nesta Robert Marley (dla przyjaciół: Bob), który lubił podśpiewywać sobie przy goleniu o żelazie, lwach i Syjonie. Posłuchajcie więc sami, jak pięknie żelazo z lwem się rymuje. I wszyscy razem:
I’m gonna be Iron like a Lion in Zion!
W kolejnych odcinkach omówimy pozostałe pierwiastki z układu okresowego i ich wpływ na współczesną angielszczyznę. (Oj tam, no. Pożartować se nie można?)
Tyle ode mnie. Pani od angielskiego.