28 maja 2014

Znaleziono kota. Biały, z czarnym ogonem, czarną plamką na głowie i drugą na lewym uchu. Prawie o północy, gdy wracaliśmy do domu z kina, wyszedł nam na spotkanie na osiedlowym chodniku. Nie mógł być dziki, bo miział się do nas niemożebnie. Mówię do niego "Chodź, pójdziesz ze mną. Nazwę cię Murzyn". O kotach pisałam już jakiś czas temu - 15 rzeczy, których o nich nie wiedziałeś, ale okazuje się, że jest jeszcze jedna rzecz - prosty pomysł, na który wpada mało kociarzy. Ale zacznę od początku...

Historia pewnej znajomości

Któregoś dnia zauważyłam kałużę przy aucie w garażu. Myślę "Pewnie cieknie woda z jakiejś rury na parterze", ale wącham, dotykam (nie smakuję!) - olej. Nie ma co się ociągać, Subczento idzie do warsztatu. Mam to szczęście, że bardzo dobry warsztat jest niedaleko w lesie. Poważnie - między drzewami, przy leśnej drodze. Jak do tego lasu wchodzę, to ludzie myślą, że idę na jakiś dżoging, a nic bardziej mylnego (pozdro dla Radka K. i dla kumatych) - ja tylko po auto. Tym sposobem na kilka dni musiałam się przerzucić na komunikację miejską. Bilety do kina na poniedziałek mieliśmy już od dawna, więc nie ma zmiłuj i choć z domu do multipleksu mam dobre 20 km, trzeba było jechać trzema autobusami, stać na przystankach w deszczu i poświęcić na dojazd w dwie strony łącznie 3 godziny. Plus tych podróży był taki, że jadąc, poczytałam książkę, a i film okazał się zaskakująco zabawny (jeśli lubicie komedie Mela Brooksa takie jak "Płonące siodła" czy "Faceci w rajtuzach", polecam Wam nowy film Setha MacFarlane'a "Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie"; a jeśli nie chce Wam się iść do kina, mam też dla Was i inne propozycje na filmowy wieczór). Film skończył się o 22:00, a to już taka pora, kiedy autobusy nie garną się stadnie na ulice. Pod dom dotarliśmy dopiero o 23:45 i właśnie wtedy, dwa kroki od domu spacerował Murzyn. Był wyjątkowo przyjazny i jeszcze wyjątkowiej brudny. Śmierdział jak pies (bez obrazy). Przyniosłam go do domu. Jedzenie i wodę dostał w izolatce - trzeba było go odseparować od moich dwóch czarnuchów.

Salon kotmetyczny

Smród był niemożliwy, więc kąpiel okazała się niezbędna. Kąpać kota trzeba umieć i wielkim szczęściarzem jest właściciel takiego kota, który wodę lubi. Ten nie lubił, jak 99% jemu podobnych futrzaków. Ale jest na to sposób - nie zanurzać kota w wodzie, tylko pod łapy położyć mu mokry ręcznik, żeby miał w co wbić pazury, głaskać mokrymi rękami, delikatnie mydlić i dobrze wytrzeć. Po godzinie wyglądał zupełnie inaczej, ale nawet przy głaskaniu kłaki fruwały wszędzie, a to znak, że kot nie był czesany. Mam w domu coś, czego nie pobija żadna inna szczotka do futra - Furminator. Nie jest to tanie ustrojstwo, bo oryginalny kosztuje ok. 90 zł, ale naprawdę warto je wydać. Są różne rozmiary, a każdy czesze tak, że wyczesuje martwe włosy przy samej skórze, a więc usuwa mnóstwo sierści, która i tak już nie rośnie. Zawsze myślę sobie, że jeśli ja kota nie wyczeszę, to on sam będzie musiał te włosy wylizać i w efekcie je zje. Brrrrrrrr.

W zdrowym ciele zdrowy kot

Następnego dnia pojechałam z Murzynem do weterynarza. Też autobusem, choć na szczęście znacznie bliżej. Wet potwierdził, że Murzyn jest facetem, ale po kastracji i nie bezdomnym - bezdomnym kotom z okazji kastracji nacina się ucho, więc on był czyjś. Czyj, nie wiadomo, bo niestety nie miał czipa. Szukaj teraz wiatru w polu. Oprócz świerzbu w uszach i kilku zadrapań po bójkach nic mu nie było. Sylwetka sportowa, oczy rozumne, w sercu spokój. Nic tylko czekać aż jakimś cudem znajdzie się właściciel, a jak się nie znajdzie, zostanie u nas. 3 koty to już byłoby niemało, ale ze schroniskiem jeszcze byśmy nie konkurowali. To jeszcze nie ten etap, żeby mnie przezywali "crazy cat lady".

Ktokolwiek widział, ktokolwiek miauczy

Ogłoszeń o zagubionych kotach i psach codziennie pojawia się mnóstwo. Najczęściej są o treści "Zaginął", ja na szczęście mogłam napisać "Znaleziono". Nie wiem, skąd Murzyn się wziął - może odbył długą wedrówką z innej części miasta. Dlatego wywiesiłam ogłoszenia w okolicy, w miejscach odwiedzanych przez dużo ludzi - przy sklepie, na przystanku autobusowym, przy kościele, przy szkole, ale napisałam też o nim na Facebooku - na fanpejdżu dzielnicy i na "Koty zaginione/Koty znalezione" - i na Gumtree. Nadziei nie miałam za dużo. Po ponad dobie miziania się z Murzynem nawet miałam cichą nadzieję, że może nikt się nie zgłosi i faktycznie u nas zostanie. Cud się jednak zdarzył i zadzwoniła do mnie rozemocjonowana właścicielka, której znajomy znalazł moje ogłoszenie. Które? Na Gumtree. Ogłoszenia osiedlowe na nic się nie zdały, bo okazało się, że kot przywędrował z dość daleka. A na fanpejdżach nie zareagował nikt, ani jedna osoba. Natomiast od momentu wrzucenia ogłoszenia na Gumtree do wyjścia kota z domu ze szczęśliwą właścicielką minęły ledwie 4 godziny! Ale udało się to też dlatego, że do każdego ogłoszenia dodałam zdjęcie, a widziałam mnóstwo ogłoszeń bez zdjęć - takie przegląda się znacznie trudniej, a niektórzy je zupełnie pomijają. Całe zamieszanie byłoby jednak znacznie prostsze, gdyby kot miał czip.

Czip za darmo

„Hejka! Zaczipuj mnie!”.

W tej chwili w Warszawie trwa akcja darmowego czipowania psów i kotów powyżej 4. miesiąca życia. Kończy się 15 grudnia albo w momencie wyczerpania funduszy, a to pewnie nastąpi szybciej, bo przed wakacjami czipy schodzą jak ciepłe bułeczki. W ramach akcji czip jest za darmo, dowiedzcie się, czy w Waszym mieście może jest podobna akcja, a jeśli nawet nie, to poza akcją czip kosztuje 50 zł - tyle warto wydać dla pewności, że w razie gdyby nasz futrzak zaginął, łatwo i szybko uda się go odnaleźć. Dlatego czipujcie na zdrowie! Ja ze swoimi czarnuchami pojadę po czipy jeszcze w tym tygodniu. P.S. Okazało się, że Murzyn naprawdę ma na imię Romeo. Dla kolegów Romek.
  • A ja myślałam, że jestem osamotniona w przyjmowaniu na potęgę zabłąkanych psów i kotów :D Fantastyczna myśl z tym czipem – podaję dalej!

    • Nigdy wcześniej tego nie zrobiłam! Pierwszy raz przyniosłam do domu zwierzę z ulicy. Miałam mieszane uczucia, ale cieszę się, że to zrobiłam, bo wszystko się dobrze skończyło. Teraz już na pewno pójdę do nieba.

      • Kiedyś mojego psa tak ktoś znalazł i odzyskałam go po 2 tygodniach tułaczki po mrozie! Od tamtej pory spotkane zabłąkane 4 łapy kontroluję na obecność obroży, przywieszki, tatuażu itp. Tym sposobem, rok temu zimą, zyskałam dodatkowego psa – do dziś nikt się po niego nie zgłosił i śpi tu koło mnie teraz :)

        Miejsce w niebie masz zaklepane ;)

  • Ola

    Piękne czarnuchy :-) Moja czarna ma podobną historię jak Murzyn tylko po nią się nikt nie zgłosił (uff.. na szczęście ;-))) a druga biała jest podobna do Murzyna :-) czipować nie będę bo nie mają jak się zgubić, ale dzięki czipowi odzyskaliśmy kiedyś psa, który uciekł. Znalazła go Straż Miejska i zadzwonili do nas. Czip dużo ułatwia :-)

  • świetna historia i świetna akcja! Mój kot jest zupełnie niewychodny, ale przekażę gdzie się da. Zwłaszcza, że miałam już i kota przygarniętego ( moja mama też takiego ma obecnie) i sama kiedyś szukałam swojego! Poza tym to też utrudnia ludziom celowe porzucenie zwierzaka, choć pewnie ludzie z takimi tendencjami nie myślą o chipowaniu, ale myślę, że to może być ukryty cel tej akcji. Tak czy inaczej, jestem na tak.
    Twoje czarnuch są urocze! A furminatorem muszę się koniecznie zainteresować! że też go dotąd nie znałam!

  • ewqaewqa

    Czip czipem, trzeba zadbać o to żeby zaczipowany zwierzak został wpisany do baz danych, bo bez tego niestety i czip nie pomoże. Ja polecam jeszcze dodatkowo adresatkę. Kazio nosi taką elegancką, w środku numer telefonu. Znajomi odzyskali psa bo po prostu na zewnętrznej stronie obroży napisali numer. Tak dla zabezpieczenia te proste sposoby są świetne, obok chipa dają poczucie że zwierzak może odnaleźć się błyskawicznie. Polecam!

    • To prawda. U psów to łatwiejsze, bo rzadko się rozstają z obrożą, ale z kotami jest trudniej – po pierwsze obróżka to zły pomysł, bo kot może się nią nawet udusić lub ją zdjąć, lepsze są szelki, ale w szelkach mało który kot chodzi po podwórku. Ale podpowiedź super! :)

      • Pies łatwo obroży się pozbędzie, jak będzie chciał. Warto sprawdzić wpisanie chipa do bazy danych – moja psina ze schroniska (z tatuażem SS na uchu – sterylizacja schronisko, uszko ma przycięte, choć już bezpańska podczas sterylki nie była) miała dane zmienione przy adopcji, ale tylko w bazie lokalnej, na potrzeby UM i schroniska właśnie…

  • Artur 

    Co to za zwyrodnialec maltretuje kota na ostatnim zdjęciu? ;/
    Zgłaszam to do wykop.pl

  • rr-odkowa

    Łooohooo…. to ja już mam 3 miejscówki w niebie albo nawet 5. Mogę komuś jakąś oddać, jeśli trzeba ;) Obecnie mam 3 zwierzaki (1 pies i 2 koty) przygarnięte z ulicy (i tylko jedną zaplanowaną i wyczekaną sucz z hodowli). Szczerze mówiąc, ich właścicieli nie szukałam zbyt energicznie, ale obecność czipa sprawdziłam – brak. Ich stan fizyczny (zwłaszcza kotów) nie sugerował, że dobrze im było w poprzednim domach, a pies został wyrzucony z samochodu, też raczej nie przez przypadek. Dzięki temu mam fantastyczne zwierzaki i chyba faktycznie pora, żeby zafundować im czipy. Zwłaszcza, że teraz w moim mieście jest akcja darmowego czipowania zwierząt. Pozdrowienia :)

    • Super! Dobrze, że trafiły do Ciebie, bo jest im tam dobrze. Ja też kierowałam się tym, żeby zwierzak miał po prostu dobry dom. Gdyby po Murzyna zgłosił się jakiś psychopata, to bym go nie oddała, bo u mnie miałby lepiej.

  • Mam prawie identyczną kotkę. Nazwaliśmy ją Cyganka ;-)