12 czerwca 2014

Wystąpienia publiczne to dla wielu osób maksymalny stres. Są też tacy, którzy nie stresują się tym wcale, ale też im to za bardzo nie wychodzi. Dlaczego? Moim zdaniem to wina szkoły. Konferencje, kongresy, a nawet nieformalne spotkania blogerów to okazja do tego, żeby posłuchać na żywo osób, które - przynajmniej teoretycznie - mają coś ciekawego do powiedzenia albo zobaczyć konferansjerów, którzy rozładują atmosferę i zabawią pomiędzy prezentacjami. Wielu z nich nie wie, jak to przekazać. Spięty czy przesadnie sztywny konferansjer albo prelegent, który mówi za szybko, za wolno, często się myli, mamrocze pod nosem, patrzy na ekran lub na własne buty, przegaduje temat (czyli mówi za dużo), nie porwie publiczności. Częste błędy i jak sobie z nimi radzić wymienił swego czasu na swoim blogu Maciek Budzich, podając też kilka sztuczek, jak poradzić sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami czy zapobiec wpadkom. Ale ja dziś nie o sztuczkach, tylko o tym, jak to jest, że nie umiemy po prostu na luzie stanąć przed ludźmi. To wydaje się proste. Znane w internetach wystąpienie Kena Robinsona na konferencji TED w 2006 roku zatytułowane "Czy szkoła zabija kreatywność?" jest doskonałym przykładem tego, jakie mamy braki w obszarze wystąpień publicznych. Robinson mówi głównie o kreatywności w edukacji, do czego nawiążę szerzej w osobnym wpisie, ale dziś skupię się na czymś innym. On nie tylko przemawia ciekawie, mądrze i w dodatku zabawnie, więc sama prezentacja jest wzorem do naśladowania, ale też temat, jaki porusza, stanowi sedno tego problemu: Nikt nas tego nie uczył.

Wprawa, czyli ćwiczenie czyni mistrza

Niestety nie widziałam w Polsce prezentacji Polaka, która byłaby na poziomie mistrzów TED-a. Pod względem swobody, ciekawych treści i efektu wow na pewno bliska temu jest Natalia Hatalska, która na ostatnim InfoShare przemawiała do publiki, która słuchała o przedstawionych wizjach przyszłości ze szczękami przy podłodze. Jednym z powodów, dlaczego wiele osób ma problem z wystąpieniami publicznymi jest to, że brakuje im wprawy. Niby wiemy, że ćwiczenie czyni mistrza, ale trzeba jeszcze faktycznie ćwiczyć i wiedzieć, jak ćwiczyć. Moim zdaniem wystąpień publicznych powinniśmy się uczyć właśnie w szkole. Najlepiej na oddzielnym przedmiocie. Warunki są tu doskonałe - spore grono odbiorców (bo nawet 30-osobowa klasa może być dobrą publicznością), szeroki wachlarz tematów (można wybierać z dowolnego przedmiotu i spoza szkoły) i możliwość częstego ćwiczenia. A tymczasem jest tak, że większość wystąpień publicznych w szkole kojarzy się ze stresem - odpowiadamy na ocenę, nie na ochotnika, często nie do końca przygotowani, na temat, który nie jest nam bliski. Efekt jest taki, że prezentacja maturalna to dla wielu uczniów pierwsza w życiu okazja do wystąpienia przed innymi. A to naprawdę można by zrobić inaczej. Na lekcjach dać dzieciakom szansę poopowiadać o tym, czym się pasjonują, opowiedzieć fascynujący film, wyjaśnić zasady ulubionej gry. Niech mówią o tym, co lubią i niech mówią często. Gdy oswoimy się ze stresującą sytuacją, przestanie ona nas stresować. Pamiętacie, jak pierwszy raz wsiedliście do samochodu za kierownicę? To było prawdziwe przeżycie. Jeśli dziś jeździsz codziennie, nie robi to już na Tobie wrażenia. Ba, jeździsz bez myślenia, automatycznie, jakby auto samo znało drogę do domu. Tak samo jest z wypowiadaniem się przed publicznością - im częściej to robisz, tym bardziej zwyczajne to się staje.

Zachęta i brak kompleksów

Do wystąpień publicznych świetnie przygotowuje udział w przedstawieniach szkolnych. Śpiewanie, szkolne jasełka, konkurs recytatorski. Tylko że do nich przygotowujemy się... w samotności. Ćwicząc kwestie czy utwór przed lustrem, a tylko ćwiczenie przed publicznością nauczy nas występować przed publicznością. To jakby chcieć grać na gitarze i uczyć się bez strun. No i u nas dzieci nie chcą występować przed innymi. Nauczyciele nie potrafią nadać takiej roli odpowiedniej wagi, zarazić entuzjazmem, pokazać, że to świetna sprawa i powód do dumy. Brakuje pozytywnej energii i pozytywnej informacji zwrotnej. W efekcie uczniowie nie chcą się zgłaszać do wystąpień, powoduje to wstyd, dalszy stres i kompleksy. Aż trudno uwierzyć w te wszystkie amerykańskie filmy i seriale o szkolnych musicalach, gdzie każdy aż się wyrywa, żeby dostać upragnioną rolę. U nas tego po prostu nie ma. Źle mówię. To jest, ale kończy się na etapie przedszkola. Pamiętam, jak w przedszkolu dzieciaki zgłaszały się do recytowania wierszyków i śpiewania piosenek, a zachwyceni rodzice i nauczyciele chwalili je pod niebiosa. Dzieciak nawet jak zje kanapkę, zrobi siku czy wysmarka nos, to dostaje pochwałę. Potem się to kończy. "Teraz już jesteś duży, to oczywiste, że masz robić to co trzeba i tak jak trzeba". Wyobrażacie sobie, gdyby pani na poczcie z zachwytem powiedziała "Ale Pan pięknie wypełnił ten druczek! No po prostu prześlicznie. Takie równe literki! Brawo!"? Od razu milej by się chodziło na pocztę.

Luz i poczucie humoru

Kolejnym czynnikiem jest brak swobody. Kiedy mamy luz, potrafimy z łatwością opowiadać o tym, co wiemy, jakbyśmy mówili do znajomych. Nie ma spiny, nie ma stresu, nie ma nawet... prezentacji. Jeśli mówisz ciekawie i mądrze, wcale nie są Ci potrzebne slajdy. Właśnie tak wygląda prezentacja Robinsona z filmiku wyżej - slajdów brak. Tak samo na ostatnim InfoShare Lekko Stronnicze chłopaki, czyli Karol Paciorek i Włodek Markowicz, użyli ledwie kilku slajdów z pojedynczymi słowami lub frazami, których zadaniem było jedynie prowadzić ich przez wystąpienie, nadawać mu jakąś strukturę, a nie stanowić prezentację samą w sobie. Zawsze, ale to zawsze, dobrze działa poczucie humoru. To jest coś, co każdy doceni. Opowiedz anegdotę, zażartuj (byle nie sucho), nawet z siebie, a uwagi słuchaczy nie trzeba będzie szukać. Czuj się swobodnie, nie bój się używać potocznego języka, pomyśl, że jesteś na imprezie, gdzie ze znajomymi zabawiacie się wzajemnie historyjkami. Jakoś magicznie to działa tak, że lubimy ludzi, którzy nas rozśmieszają. Właśnie dlatego też wyżej wymienieni zachwycili na Blog Forum Gdańsk 2013 jako prowadzący.

Nie bój się ludzi

Widownia to nie jurorzy, którzy decydują o Twoim życiu. To najczęściej ludzie, którzy przyszli, bo chcą Cię posłuchać. Bo Cię znają, lubią. Bo chcą od Ciebie dowiedzieć się czegoś, co Ty wiesz, a oni nie. Oni są po Twojej stronie, więc nie ma się co ich bać. Skoro szkoła nam w tym nie pomaga, musimy pomagać sobie sami. Każdy z nas prędzej czy później musi stanąć przed ludźmi i coś powiedzieć. Fajnie by było, gdyby nie musiał, ale chciał i umiał. Dlatego jeśli chcesz pozbyć się stresu, nabrać więcej luzu i polubić scenę - nawet jeśli to scena Twojej klasy czy małego zespołu współpracowników - ćwicz to. I to ćwicz przed ludźmi, czyli gdy tylko jest możliwość wyjścia na środek, wyjdź. Gdy trzeba zgłosić się do wystąpienia, zgłoś się. Pierwszych kilka razy może nie wyjdzie jak trzeba, ale tylko dzięki temu nauczysz się, jak to robić dobrze i każdy kolejny raz będzie łatwiejszy. Wyjście na scenę to nie kara, to odwaga. Bądź odważny. Bądź zwycięzcą.
  • Przypominam sobie, że w szkole podstawowej miałam nauczycielkę od polskiego, która bardzo często organizowała nam przedstawienia (myślę, że teatr był jej pasją). Zabierało to mnóstwo czasu, nieraz tygodnie przygotowań, wszystko na lekcjach, kosztem gramatyki i ortografii. Mieliśmy niezłą zabawę:) Ale już rodzicom nie podobało się to, że marnujemy czas przeznaczony na naukę do egzaminów. W ostatniej klasie zmieniła się nauczycielka i gramatyka wygrała z teatrem.
    Dopiero dziś myślę, że to nie był czas zmarnowany ale zyskany. Już nigdy więcej w całej mojej edukacji nie miałam tylu okazji do występowania przed publicznością :)

    • Ta nauczycielka to było złoto! Mnie w szkole przeraża to, że to głównie nauka do egzaminów, a nie nauka po prostu. O tym też kiedyś napiszę.

  • Artur 

    Ja osobiście proponuję zapoznać się jak prowadzili publiczne wystąpienia Mussolini, Hitler i Stalin. Sugeruję naśladować gesty, sposób mówienia, postawę, w ten sposób łatwo osiągniemy oczekiwany efekt.

    • Doskonała wskazówka, przyjacielu.

  • Ja od roku próbuję występować publicznie. Z marnymi efektami. Ale nie poddaję się, bo to ważna umiejętność. Wiem, że jeśli 10 razy skopię, to za 11. będzie dobrze, a za setnym będę z siebie dumny.

    Grunt to nie poddawać się, co chciałem uczynić po jednej wpadce. :)

    • Bardzo słuszne podejście! Jak chcesz, to Ci pomogę. Poobserwuję, posłucham, może coś doradzę. Konstruktywnie i sympatycznie. :)

      • W najbliższym czasie występuję jedynie w zamkniętym gronie. :D

        Ale chętnie, kocham krytykę. Kiedyś może się uda.

  • Ha. Raz wystąpiłem, na małej konferencji na 20-30 osób. Stres dopada w momencie, gdy wywołują Twoje nazwisko, ale da się go pokonać.

  • Don Pedro

    najtrudniejsze co może być, to moment gdy się prowadzi długą prezentację – taki materiał i warto rzucić jakimś dowcipem, aby nieco rozluźnić publiczność i poprawić ich skupienie. Niestety, nie umiem tego robić swobodnie i zazwyczaj wychodzi drętwota.

    • A jak robisz to w towarzystwie znajomych? Na pewno udaje Ci się czasem ot tak rzucić spontanicznym żartem. Potraktuj publiczność jak znajomych i musi się udać. Jak nie za pierwszym razem, to za trzecim.

  • Pod wszystkim po „Nie bój się ludzi” zgadzam się w stu procentach. Świetnym sposobem na radzenie sobie z takim stresem jest myśl, że to, o czym mówię, interesuje ludzi + jestem swego rodzaju specjalistą w tej kwestii i wiem, co mówię. No i tak jak napisałaś – praktyka to podstawa. Mnie na przykład dużo dała praca instruktora i audycje radiowe. Najtrudniej zacząć, a potem to już sama przyjemność.

  • Zgodzę się, że szkoła nie najlepiej przygotowuje do publicznych wystąpień. Myślę jednak, że w tym temacie duże znaczenie ma również to jaki ma się charakter. Ja np. jako rasowa introwertyczka, zdecydowanie wolę pisać niż mówić :) mogę do prezentacji dobrze się przygotować, może być na temat który mnie interesuje, mogę mówić ładnie i wyraźnie, całość wypadnie całkiem profesjonalnie. Ale co z tego, skoro mnie to nie przynosi satysfakcji, nie przychodzi swobodnie. Mogę się tego nauczyć, ale raczej nie polubię. Jeśli mam taką możliwość, wolę to samo po prostu napisać :)

  • Jako introwertykowi pomogły mi bardzo szkolne występy (zaśpiewaj w liceum i znieś krytykę kolegów!) oraz teatr na studiach. Czy trema znika? Nie znika. Ale nie paraliżuje. Doceniasz każde kolejne wyjście na scenę jako cenne doświadczenie.
    Ostatnio kilka razy prezentowałem do nietypowych odbiorców: seniorów, a na innym spotkaniu do nastolatków. To pozwala spojrzeć na prezentowane treści (ich hermetyczność i sposób podania) z zupełnie innej perspektywy.

    Osobiście cenię styl Romka Łozińskiego i Krzysztofa Sobieszka. Pierwszy ma perfekcyjne wyczucie dynamiki spotkania i w odpowiednich momentach rzuca żartem lub anegdotami, a głosem uwodzi i skupia na sobie uwagę publiki. Drugi ma doskonale przemyślane prezentacje i metafory, umie w prosty sposób sprzedać skomplikowane idee i w humorystyczny sposób wychodzi widzowi naprzeciw czyniąc z monologu historię, która zdaje się odpowiadać na kolejne pytania słuchaczy.
    Natalia Hatalska została wspomniana w tekście, więc tylko dołączę w wyrazach uznania :)

  • W budowaniu zaangażowania bardzo pomaga storytelling – wplatanie krótkich wciągających historii. Tu wywiad z trenerem tej sztuki: http://www.wiecejnizzdroweodzywianie.pl/009/

    Dużą pomocą jest również udział w klubie Toastmasters, właśnie dołączyłem i odkryłem ocean nowych możliwości rozowjowych :-)

  • brudnakasia

    jak będę duża, to chcę być Tobą

    • Uznaję to za komplement, więc dziękuję. Ale taki protip dobry to jednak najlepiej być sobą. Ja się cieszę, że jestem mną, a Ty bądź Tobą i już. Nikt tak dobrze nie będzie Tobą jak Ty. :)

  • leoon33

    Przemawianie publiczne często napawa lękiem, ale podobno można się tego nauczyć. Ja się zapisałem na kurs impro w gowork, zobaczymy, czy faktycznie jest szansa, żeby się jakoś odblokować i nie bać występów publicznych.

    • Znam osoby, które kiedyś się tego panicznie bały, a teraz radzą sobie świetnie. Trzymam kciuki!

  • Klaudia Bienias

    Przydatne, profesjonalnie
    prowadzone szkolenia dla firm, a zwłaszcza dla kadry kierowniczej
    mają w ofercie na portalu
    http://www.wstronerozwoju.com/szkolenia-kadra-menedzerska/jak-przygotowac-i-poprowadzic-profesjonalna-prezentacje.
    Uczestniczyłem w kursie na temat autoprezentacji i polecam. Wiedza
    zdobyta na szkoleniu przydaje mi się praktycznie każdego dnia w
    pracy.

  • Pojawia się tutaj również kwestia wiary w talent, który według mnie nie istnieje. Ludzie łatwo znajdują tę wymówkę jako wygodną do tego by nie musieć występować publicznie „Nie mam do tego talentu, więc tego nie robię”. Co więcej, gdy słyszą, że to tylko ciężka sprawa i każdy na początku się stresował to i tak nie podejmują akcji.

  • Pingback: Czy przemawiania rzeczywiście można się nauczyć? · Tuż Przy Uchu()

  • Pingback: Czy przemawiania rzeczywiście można się nauczyć? · Tuż Przy Uchu()

  • Pingback: Czy przemawiania rzeczywiście można się nauczyć? - Katarzyna Bieleniewicz()

  • Krzysiek I Sztukagadania.pl

    Oczywiście, przydałoby się, żeby szkoła takich rzeczy uczyła, ale nie możemy zrzucić na nią całej odpowiedzialności. Gdyby stworzyć kolejne przedmioty jak wystąpienia publiczne, finanse itd., dzieciaki nie wychodziłyby ze szkoły. Może lekcje powinny być prowadzone inaczej, w formie zachęty do dyskusji.

    Mnie bardziej martwi, że nie uczy się takich rzeczy na kierunkach studiów, kształcących przyszłych managerów, prawników, dziennikarzy itd. Nie uczy się nawet przyszłych księży.

    Niestety, większość z nas kiedy „ma możliwość wyjścia na środek”- nie wyjdzie. Kiedy „trzeba zgłosić się do wystąpienia”- nie zgłosi się. I nie z braku umiejętności, ale pewności siebie i swoich możliwości. To często jest bariera, której od tak nie da się przeskoczyć.

    Ja polecam dramę. To zajęcia aktorskie, które polegają na improwizacji. Kiedy musisz wyjść na scenę i zacząć mówić bez żadnego przygotowania, odkrywasz, że jesteś jednak bystry, interesujący, a nawet zabawny. Jest mnóstwo warsztatów i kursów.

    Dziękuję za artykuł, bardzo ciekawy :)