13 grudnia 2012
Segritta się wkurzyła i pokazała Nikonowi faka. Najpierw on jej powiedział „Chodź, dam Ci cukierka” a potem „Albo nie dam, najpierw za niego zapłać”. No i wzięły ją nerwy.
Nikon nie robi złych aparatów. Wprost przeciwnie, robi sprzęt wysokiej jakości, w rozsądnej cenie, intuicyjny w obsłudze, dający świetne rezultaty, umożliwiający profesjonalną działalność najbardziej wymagającym użytkownikom. Problemem w tej aferze nie jest to, że aparaty Nikona są słabe, tylko to, że niestety obsługa w polskim serwisie firmy od lat kuleje. I to na obie nogi.
Wiedzą to wszyscy, którzy mieli choć raz styczność z serwisem Nikona w Warszawie. Brak bieżącej komunikacji z klientem, długi czas oczekiwania na naprawę sprzętu, wysokie koszty naprawy to najczęstsze skargi niezadowolonych klientów. I nie są one bezpodstawne. Do tego, jak widać na przykładzie Segritty, dochodzi wewnętrzny brak komunikacji pracowników serwisu z firmą obsługującą fanpage na Facebooku. Bo najprawdopodobniej właśnie to się tu stało. Agencja odezwała się do blogerki, że proponuje darmową naprawę, a pracownik serwisu - być może nawet o tym nie wiedząc - wystawił fakturę. Do tego dochodzi jeszcze cisza ze strony Nikona, który nie informował klientki na bieżąco, co się dzieje z jej sprzętem. Cisza taka, że słychać jak Segritta mruga.
I to jest właśnie powód, dlaczego blogerka jest ich ex. Miała już dość czekania na swój aparat i poczuła się - słusznie - oszukana po tym, jak jeden przedstawiciel firmy mówi A, a inny B. Też bym się tak poczuła. Ale czy odwracałabym się plecami do firmy, zarzekając się, że jej sprzętu już nie kupię? Nie wiem. Chyba nie.
Używany do niedawna przez Matyldę Nikon D70 to była moja pierwsza lustrzanka cyfrowa. Jarałam się nią jak szlugi w ustach Marii Czubaszek. Po odstawieniu kompaktu, nota bene też firmy Nikon - rewelacyjnego Coolpixa 4500 (och jakie śliczne makra pstrykało to cacko - pacz niżej), wreszcie poczułam, co znaczy prawdziwe lustro. Plastyczności moich zdjęć, come to mama! Z czasem do mojej De Siedemdziesiątki dokupiłam lampę (Nikon SB-800), piękny i niedrogi portretowy obiektyw (Nikkor 50/1.8) i teleszkło (Sigmę 70-300/4-5.6). Opstrykałam tym zestawem kilka ślubów, kilka urlopów, całą rodzinę i znajomych, liczne food porny, mleczyki i wiele innych zachodów słońca. Nauczyłam się wreszcie robić zdjęcia. Po kilku latach moje umiejętności przekroczyły możliwości tego aparatu, zwanego gdzieniegdzie Little Black Camera That Could, i zamieniłam go na Nikona D300 (Big Black Camera That Can), którego używam do dziś. Potem wymieniłam też obiektyw kitowy i tele na lepsze.
Coolpix robił mi naprawdę dobrze.
Innymi słowy wszystkie moje zdjęcia, a robię je od ponad 8 lat, zrobione były Nikonami i nie mam powodów do narzekań. D70 służył mi szczególnie wiernie.
Taką Grenlandię widział mój D70. Cała reszta mojej współpracy z czarnymi pudełkami Nikona jest do obejrzenia w internetach.
Ale nie to chcę tu powiedzieć. Nie to, że jestem zajebistym fotografem. Myślę, że jestem fotografem niezłym. Chodzi o to, że kiedy decydujemy się na to, by w naszym życiu fotografia zawitała na dobre, producenta aparatu wybieramy inaczej niż producenta lodówki, odkurzacza czy telewizora. My właściwie bierzemy z nim ślub. Wiążemy się na lata. Nie tylko dlatego, że aparat ma nam długo posłużyć - a w przypadku Segritty D70 w roku 2012 to doprawdy antyk niczym trabant na polskich drogach - ale dlatego, że obudowujemy go innym dedykowanym sprzętem, którego nie sposób wymienić na inny przy zmianie aparatu. To już jest zmiana całego systemu. Poważny fotograf, który ma co najmniej kilka sprzętów danej marki, nie może sobie pozwolić na to, by z dnia na dzień powiedzieć „Jestem Waszym ex”. Poza tym oddzielmy jakość sprzętu od nieudolności ludzi pracujących w serwisie i agencji PR.
Jedno jest pewne. Dobrze, że Segritta tę sprawę nagłośniła. Dobrze, że Nikon dostał po palcach, bo może ktoś w centrali się obudzi i wreszcie nauczy piarowców, jak rozmawiać z klientem oraz że Polska to nie Narnia i warto również tutaj postawić na jakość obsługi. Niedobrze, że przy okazji po palcach dostaje również produkt, bo moim zdaniem nie można mu nic zarzucić. Może miałam szczęście, że trafiłam na sprzęt, który się nie psuje. A może ten sprzęt po prostu tak ma, bo jest dobry. Tak czy inaczej, na podstawie opowieści Matyldy i wielu innych osób też nie mam najlepszego zdania o serwisie Nikona. Ale sprzęt robią świetny. I nadal będę go używać. Jestem fanem D300. A nad PR-em, Nikonie, popracuj. I to szybko.
Tak mi podpowiada zdrowy rozsądek, ale ja tam się nie znam.