W chmurach
Teraz przechowywanie danych wydaje się takie proste - mamy całe mnóstwo rozwiązań w chmurze, dzięki którym nie stracimy plików, gdy sprzęt nam padnie. Ważne dokumenty, pliki związane z pracą czy prywatne notatki można wrzucić na Dropboksa, do Google Drive, na Copy czy wiele innych chmurzastych usług. Jeśli potrzebujemy więcej miejsca, możemy je dokupić. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy mamy naprawdę dużo danych. Naprawdę dużo.100 tysięcy zdjęć
Robię zdjęcia od 2004 roku, czyli od tego czasu zbieram pliki. Te pliki są coraz większe, bo mam coraz lepszy sprzęt, o coraz większej matrycy, a zdjęcia są coraz lepszej jakości. Staram się selekcjonować materiał, żeby nie trzymać niepotrzebnych danych, ale nawet tym oszczędnym sposobem udało mi się zgromadzić już prawie 600 GB zdjęć. To nie jest ilość, która nadaje się do chmury typu Dropbox. Gdybym przez ten czas zamiast zdjęć robiła filmy, materiału miałabym znacznie więcej. Gdzie to wszystko trzymać? Przez pierwszych kilka lat archiwizowałam zdjęcia na płytach CD a potem DVD. Było to trochę uciążliwe, ale w miarę działało. Przez ten czas straciłam pliki tylko z jednej płyty, która się rozmagnesowała czy coś tam, co płyty robią po latach. Mój błąd: dane były tylko w jednym miejscu.Dysk zewnętrzny, czyli wszystkie jajka w jednym koszyku
Dwa lata temu kupiłam dysk zewnętrzny. Seagate 1 TB. Mały, czarny, zgrabny i szybki, bo z USB 3.0. Wrzuciłam na niego wszystkie zdjęcia z płyt i dodałam aktualne. Alleluja! Wreszcie wszystko w jednym miejscu, w dodatku mogłam wreszcie edytować pliki na dysku, więc materiał nie był uwieczniony na stałe w niezmienionej formie. Zrobiłam sobie elegancki porządek, ponumerowałam foldery, pousuwałam niepotrzebne pliki, wróciłam do starych zdjęć i zaczęłam je obrabiać. Miód. Miałam taką chwilę zastanowienia, czy wyrzucić te stare płyty, z których zgrałam zdjęcia... A dobra, zostawię je. Czort wie, może akurat kiedyś się jeszcze przydadzą, ale śmiałam się z nich w myślach, że to taki starożytny i w zasadzie bezwartościowy nośnik. Przecież mało kto dziś w ogóle kupuje kompa ze stacją CD. Mówili, że taki dysk zewnętrzny żyje wiele lat, miał też gwarancję, więc co się może stać? No i stało się. Od czas do czasu zdarzało się, że dysk sam się wypinał, gdy podłączałam go do laptopa. Jakby gdzieś nie było styku, ale działo się to nawet jak nic nie ruszałam. To było ostrzeżenie, którego nie potraktowałam poważnie. Któregoś dnia stracił łączność i nie odzyskał jej do dziś. Próbowałam go podłączyć do innego komputera, naprawić jego widoczność dostępnymi w systemie narzędziami, ale to go jeszcze tylko dobiło. Oddałam go w dobre ręce, które leczą, ale niestety nie pomogło. Po wielu tygodniach operacji na otwartej głowicy wypluł same zera i dziś uważany jest za nieżywy. Zdjęcia z 10 lat poszły się czesać... Może nie do końca, bo przeprosiłam się z płytkami, które już nie wydają mi się takie bezwartościowe, ale one zawierały materiał tylko z 7 lat, bo potem przestałam wypalać DVD. Mimo wszystko mam teraz w swoim zbiorze lukę, bo zdjęcia z pewnego okresu były tylko na tym dysku. Biję się we wszystko. Na chwilę trochę odechciało mi się robić zdjęcia, bo przecież wszystko to tylko pliki, które mogą zniknąć ot tak [pstryk].Co NAS nie zabije, to NAS wzmocni
Trzeba się wziąć w garść i nie ma co płakać nad rozlanym plikiem. Lepiej pomyśleć CO TERAS, żeby taka tragedia się już nie powtórzyła. Teraz mam kolejny dysk, więc znów zgrywam na niego wszystkie zdjęcia, ale tym razem nie będzie to mój jedyny magazyn. Na ratunek przyszedł mi NAS, który dostałam do testów od firmy Synology. Gdyby tylko był u mnie kilka tygodni wcześniej, uniknęłabym tego dramatu, ale widać tak miało być. Dziś go błogosławię. NAS (ang. Network Attached Storage) to takie nieduże, czarne plastikowe pudełko wielkości dużej cegły, do którego wkładamy specjalne dyski i podłączamy do domowej sieci. Dostępne jest przez Wi-Fi i jeśli w środku są dwa dyski, jeden służy jako kopia zapasowa, a drugi to właściwe archiwum. Wrzuciłam na niego nie tylko zdjęcia, ale i filmy czy ważne pliki. Można go też skonfigurować tak, że wszystkie materiały, jakie ściągamy z torrentów, zapisują się od razu na tym dysku, a potem są dostępne z każdego urządzenia w tej samej sieci. Genialne. Ma też inne bajery, bo można ustalić limity miejsca dla konkretnych użytkowników, przypisywać im dostęp do konkretnych aplikacji albo podłączyć do niego starszy sprzęt, np. starą drukarkę na USB, która będzie działać od tej pory jak drukarka podłączona przez Wi-Fi. Jedyna wada: nie było go u mnie 2 miesiące temu, gdy padł mój Seagate.Lekcja na dziś
Niech to więc będzie nauka dla Was, drogie dziatki: nie popełniajcie moich błędów, róbcie kopie zapasowe (czyli minimum 2), a najlepiej zainwestujcie w NAS, bo to urządzenie może Wam uratować dużo pracy. Polecam bardzo._______________
Tekst zawiera lokowanie produktu i powstał na skutek współpracy z firmą Synology, ale żadna jego część nie została mi podyktowana. Zawsze piszę to, co myślę, a myślę bardzo. Najzdrowszy rozsądek przede wszystkim.