Coraz więcej filmów można obejrzeć w kinach w technologii 3D, szczególnie filmów dla dzieci. Trzy wymiary to fajny bajer w kinie, ale czy za ten trzeci warto płacić?
Mój pierwszy raz
Po raz pierwszy oglądałam film 3D w 2004 roku, a był to „Spy Kids 3-D: Game Over” – ambicji nie stwierdzono, ale seans miał charakter poznawczy. Było to wczesne 3D, czyli okulary miały „szkiełka” w dwóch kolorach i mniej więcej tyle samo kolorów widać było na filmie. Czerwony i zielony obraz po nałożeniu na siebie i przefiltrowaniu przez okulary wyglądał ciekawie, ale nic mi nie urwał. Towarzyszący mi wtedy siostrzeńcy nie byli jednogłośni – jeden piał z zachwytu, drugiego rozbolała głowa.
Kilka lat później, w 2007 obejrzałam w kinie koncert U2 w tzw. lepszym 3D, które znamy dziś, gdzie obraz ma realistyczne barwy, a technika wyświetlania polega na jednoczesnym rzuceniu na ekran dwóch filmów – światło z każdego z projektorów jest spolaryzowane prostopadle względem drugiego i dzięki okularom z filtrami polaryzacyjnymi widzimy stereoskopowo, czyli właśnie w 3D.

Oba te filmy były dla mnie przeżyciem przełomowym, bo pierwszym. Mój pierwszy raz z 3D. Dwa razy. Od tego czasu 3D się upowszechniło. W tej technice mogliśmy oglądać, oprócz prawie wszystkich filmów dla dzieci, takie obrazy jak: „Step Up 3D” (2010), „Piła 3D” (2010), „Oszukać przeznaczenie 5 3D” (2011), „Faceci w czerni 3” (2012), „Avengers 3D” (2012) i mój ulubiony tytuł ostatnich lat „Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D” (2012) – nie widziałam tego filmu i nie planuję, po prostu uważam tytuł i koncept tego filmu za tak idiotyczny, że aż zabawny.
3D to ściema
Moim zdaniem w przypadku wielu z tych filmów efekt 3D to niepotrzebny gadżet. Gwizdek na kiju. Sposób na wyciągnięcie dodatkowej kasy od widza. Dlaczego?
1. Po pierwsze, te filmy w swoim wydźwięku absolutnie nic nie zyskały na trzecim wymiarze. To nie te czasy, żeby 3D samo w sobie robiło efekt wow – już to znamy, dziękujemy.
2. Po drugie, bilet na film 3D jest droższy. Za drogi. W niektórych kinach do ceny biletu doliczana jest też opłata za użytkowanie, czyli de facto wypożyczenie okularów, zwykle to ok. 3 zł. Wybierając się do kina na film 3D z rodziną, musimy się liczyć z kosztami ponad 100 zł. W takiej sytuacji nie można już mówić o kinie jako o rozrywce dla każdego, bo przeciętnego Polaka na wypady do kina po prostu nie stać.
3. Po trzecie, problem z okularami 3D – co z osobami, które noszą okulary korekcyjne? Zakładanie okularów 3D na własne okulary nie jest zbyt wygodne, bo ogranicza pole widzenia i – może to śmieszne, ale prawda – dwie pary okularów są po prostu ciężkie. Podobno ktoś wymyślił już specjalne okulary 3D dla okularników, które są nakładką doczepianą do zwykłych okularów, ale ja takich jeszcze nie widziałam, a powinny być powszechnie dostępne.
4. Po czwarte wreszcie, 3D nie jest dla wszystkich – są osoby, które po półtorej godziny w 3D mają problemy z błędnikiem i też takie, dla których 3D nie do końca działa, bo mają astygmatyzm.
Znam osoby, które z tych względów raczej unikają 3D, jeśli to tylko możliwe, bo większość filmów nie jest tego warta. Ale są wyjątki, na które warto pójść na seans w trzech wymiarach. Ja znam na razie dwa. Pierwszy to „Avatar” (2009) a drugi to wchodząca właśnie na ekrany kin „Grawitacja” (2013).

Te filmy tylko w 3D
„Avatar” widzieli chyba wszyscy. To film obsypany nagrodami, bijący rekordy frekwencji, tak imponujący wizualnie, że po wyjściu z kina najczęstszą reakcją widzów było „Wow!”. Wizja Pandory i jej bogactwa przyrody, pokazanego z tak niezwykłą szczegółowością powalała na kolana. Efekt 3D pozwalał nam wejść w ten świat i jeszcze lepiej poczuć, że razem z Jake’em Sullym biegamy po pandorskiej dżungli. Dla mnie był to obraz, w którym przy pierwszym oglądaniu nie udało mi się wszystkiego objąć oczami.
„Grawitacja” to drugi film, który zrobił na mnie takie wrażenie. Akcja dzieje się w kosmosie, czyli w przestrzeni kosmicznej, a co lepiej pokaże przestrzeń, jak nie 3D właśnie? Dopiero dzięki tym zabiegom możemy pojąć pustkę, jaka otacza bohaterów, zrozumieć ich praktycznie beznadziejne położenie i poczuć dramat, który rozgrywa się przez prawie 90 minut filmu. W przypadku „Grawitacji” 3D to konieczność, wersja dwuwymiarowa zuboży ten film, a szkoda pozbawiać się tak niesamowitych wrażeń.
„Grawitacja” to arcydzieło…
… cytując Tytusa Hołdysa. W pełni się zgadzam. Dzięki moim kolegom z redakcji iMagazine miałam przyjemność obejrzeć film na pokazie prasowym, jeszcze przed oficjalną polską premierą. Gdy czytamy streszczenie fabuły, wydaje się, że ten film to nic specjalnego, w dodatku w zasadzie cała historia to tylko dwoje bohaterów – czy półtorej godziny z Sandrą Bullock i George’em Clooneyem w kosmosie może być ciekawe? Zdziwicie się.
Nie pamiętam kiedy ostatnio w kinie siedziałam tak wykrzywiona w napięciu, przerażeniu i fascynacji. Ten film jest zaskakująco pełen akcji, budowanej z mistrzowską precyzją, gdzie sekwencje dramatyczne poprzeplatane są ujęciami pozornego spokoju i refleksji. Mnie jako fotografa od razu zaczarowała praca kamery, która jest w ciągłym płynnym ruchu, dzięki czemu wydaje się, że i my krążymy bezwładnie w kosmosie. Perspektywa pierwszej osoby często dodaje dreszczy, a pierwsze 17-minutowe (!) ujęcie nakręcone zostało bez cięć i wymagało choreografii żywcem wziętej z rosyjskiego baletu.

Obraz mistrza
Wizualnie „Grawitacja” to cudo, które ma szanse stać się pozycją filmową roku. Technicznie genialna, doskonale odwzorowuje stan nieważkości i to, co faktycznie widzi kosmonauta. Potwierdza to sam Buzz Aldrin – dziś 83-latek, drugi człowiek, który stąpał po Księżycu.
Sandra Bullock po długiej przerwie wraca do filmu akcji, ale ponieważ w większości scen występuje sama, ma świetną okazję wykazać się aktorsko i… skubana potrafi swoją twarzą zrobić cały film.
To historia nie tylko o kosmosie i niebezpiecznej pracy specjalistów NASA, ale i o samotności, wytrwałości, chęci życia, a dla mnie przede wszystkim o tym, czego nie doceniamy na co dzień – tlenu, grawitacji właśnie i najbliższej rodziny.
Jeśli nie macie jeszcze planów na najbliższy weekend, w kinie czeka na Was „Grawitacja”. Koniecznie w 3D. Potem mi podziękujecie.