7 października 2013
Coraz więcej filmów można obejrzeć w kinach w technologii 3D, szczególnie filmów dla dzieci. Trzy wymiary to fajny bajer w kinie, ale czy za ten trzeci warto płacić?
Mój pierwszy raz
Po raz pierwszy oglądałam film 3D w 2004 roku, a był to "Spy Kids 3-D: Game Over" - ambicji nie stwierdzono, ale seans miał charakter poznawczy. Było to wczesne 3D, czyli okulary miały "szkiełka" w dwóch kolorach i mniej więcej tyle samo kolorów widać było na filmie. Czerwony i zielony obraz po nałożeniu na siebie i przefiltrowaniu przez okulary wyglądał ciekawie, ale nic mi nie urwał. Towarzyszący mi wtedy siostrzeńcy nie byli jednogłośni - jeden piał z zachwytu, drugiego rozbolała głowa.
Kilka lat później, w 2007 obejrzałam w kinie koncert U2 w tzw. lepszym 3D, które znamy dziś, gdzie obraz ma realistyczne barwy, a technika wyświetlania polega na jednoczesnym rzuceniu na ekran dwóch filmów - światło z każdego z projektorów jest spolaryzowane prostopadle względem drugiego i dzięki okularom z filtrami polaryzacyjnymi widzimy stereoskopowo, czyli właśnie w 3D.
Oba te filmy były dla mnie przeżyciem przełomowym, bo pierwszym. Mój pierwszy raz z 3D. Dwa razy. Od tego czasu 3D się upowszechniło. W tej technice mogliśmy oglądać, oprócz prawie wszystkich filmów dla dzieci, takie obrazy jak: "Step Up 3D" (2010), "Piła 3D" (2010), "Oszukać przeznaczenie 5 3D" (2011), "Faceci w czerni 3” (2012), "Avengers 3D" (2012) i mój ulubiony tytuł ostatnich lat "Abraham Lincoln: Łowca wampirów 3D" (2012) - nie widziałam tego filmu i nie planuję, po prostu uważam tytuł i koncept tego filmu za tak idiotyczny, że aż zabawny.
3D to ściema
Moim zdaniem w przypadku wielu z tych filmów efekt 3D to niepotrzebny gadżet. Gwizdek na kiju. Sposób na wyciągnięcie dodatkowej kasy od widza. Dlaczego?
1. Po pierwsze, te filmy w swoim wydźwięku absolutnie nic nie zyskały na trzecim wymiarze. To nie te czasy, żeby 3D samo w sobie robiło efekt wow - już to znamy, dziękujemy.
2. Po drugie, bilet na film 3D jest droższy. Za drogi. W niektórych kinach do ceny biletu doliczana jest też opłata za użytkowanie, czyli de facto wypożyczenie okularów, zwykle to ok. 3 zł. Wybierając się do kina na film 3D z rodziną, musimy się liczyć z kosztami ponad 100 zł. W takiej sytuacji nie można już mówić o kinie jako o rozrywce dla każdego, bo przeciętnego Polaka na wypady do kina po prostu nie stać.
3. Po trzecie, problem z okularami 3D - co z osobami, które noszą okulary korekcyjne? Zakładanie okularów 3D na własne okulary nie jest zbyt wygodne, bo ogranicza pole widzenia i - może to śmieszne, ale prawda - dwie pary okularów są po prostu ciężkie. Podobno ktoś wymyślił już specjalne okulary 3D dla okularników, które są nakładką doczepianą do zwykłych okularów, ale ja takich jeszcze nie widziałam, a powinny być powszechnie dostępne.
4. Po czwarte wreszcie, 3D nie jest dla wszystkich - są osoby, które po półtorej godziny w 3D mają problemy z błędnikiem i też takie, dla których 3D nie do końca działa, bo mają astygmatyzm.
Znam osoby, które z tych względów raczej unikają 3D, jeśli to tylko możliwe, bo większość filmów nie jest tego warta. Ale są wyjątki, na które warto pójść na seans w trzech wymiarach. Ja znam na razie dwa. Pierwszy to "Avatar" (2009) a drugi to wchodząca właśnie na ekrany kin "Grawitacja" (2013).
Te filmy tylko w 3D
"Avatar" widzieli chyba wszyscy. To film obsypany nagrodami, bijący rekordy frekwencji, tak imponujący wizualnie, że po wyjściu z kina najczęstszą reakcją widzów było "Wow!". Wizja Pandory i jej bogactwa przyrody, pokazanego z tak niezwykłą szczegółowością powalała na kolana. Efekt 3D pozwalał nam wejść w ten świat i jeszcze lepiej poczuć, że razem z Jake'em Sullym biegamy po pandorskiej dżungli. Dla mnie był to obraz, w którym przy pierwszym oglądaniu nie udało mi się wszystkiego objąć oczami.
"Grawitacja" to drugi film, który zrobił na mnie takie wrażenie. Akcja dzieje się w kosmosie, czyli w przestrzeni kosmicznej, a co lepiej pokaże przestrzeń, jak nie 3D właśnie? Dopiero dzięki tym zabiegom możemy pojąć pustkę, jaka otacza bohaterów, zrozumieć ich praktycznie beznadziejne położenie i poczuć dramat, który rozgrywa się przez prawie 90 minut filmu. W przypadku "Grawitacji" 3D to konieczność, wersja dwuwymiarowa zuboży ten film, a szkoda pozbawiać się tak niesamowitych wrażeń.
"Grawitacja" to arcydzieło...
... cytując Tytusa Hołdysa. W pełni się zgadzam. Dzięki moim kolegom z redakcji iMagazine miałam przyjemność obejrzeć film na pokazie prasowym, jeszcze przed oficjalną polską premierą. Gdy czytamy streszczenie fabuły, wydaje się, że ten film to nic specjalnego, w dodatku w zasadzie cała historia to tylko dwoje bohaterów - czy półtorej godziny z Sandrą Bullock i George'em Clooneyem w kosmosie może być ciekawe? Zdziwicie się.
Nie pamiętam kiedy ostatnio w kinie siedziałam tak wykrzywiona w napięciu, przerażeniu i fascynacji. Ten film jest zaskakująco pełen akcji, budowanej z mistrzowską precyzją, gdzie sekwencje dramatyczne poprzeplatane są ujęciami pozornego spokoju i refleksji. Mnie jako fotografa od razu zaczarowała praca kamery, która jest w ciągłym płynnym ruchu, dzięki czemu wydaje się, że i my krążymy bezwładnie w kosmosie. Perspektywa pierwszej osoby często dodaje dreszczy, a pierwsze 17-minutowe (!) ujęcie nakręcone zostało bez cięć i wymagało choreografii żywcem wziętej z rosyjskiego baletu.
Obraz mistrza
Wizualnie "Grawitacja" to cudo, które ma szanse stać się pozycją filmową roku. Technicznie genialna, doskonale odwzorowuje stan nieważkości i to, co faktycznie widzi kosmonauta. Potwierdza to sam Buzz Aldrin - dziś 83-latek, drugi człowiek, który stąpał po Księżycu.
Sandra Bullock po długiej przerwie wraca do filmu akcji, ale ponieważ w większości scen występuje sama, ma świetną okazję wykazać się aktorsko i... skubana potrafi swoją twarzą zrobić cały film.
To historia nie tylko o kosmosie i niebezpiecznej pracy specjalistów NASA, ale i o samotności, wytrwałości, chęci życia, a dla mnie przede wszystkim o tym, czego nie doceniamy na co dzień - tlenu, grawitacji właśnie i najbliższej rodziny.
Jeśli nie macie jeszcze planów na najbliższy weekend, w kinie czeka na Was "Grawitacja". Koniecznie w 3D. Potem mi podziękujecie.
Adrian Chudek
To widzę, że ten pierwszy raz przeżyliśmy w ten sam sposób… tyle, że ja wtedy miałem 13 lat i dla mnie nie liczyła się fabuła a tylko to, że „coś” wychodzi z ekranu :) Świetne przeżycie. Z tego co pamiętam, najbardziej irytował mnie strasznie zubożony zakres kolorów przez te palastikowe okularki.
Drugim moim filmem w 3D był dopiero AVATAR… cóż za przeżycie. I miałem dokładnie takie same odczucia jak ty… znów… „przy pierwszym oglądaniu nie udało mi się wszystkiego objąć oczami” dlatego musiałem pójść na niego aż 3 razy :D I kogo obchodzi, że ten film miał fabułę a’la Pocahontas. Wizulanie był zachwycający i innowacyjny. Moja mama do tej pory sądzi, że to są ludzie pomalowani na niebiesko…
Co do Grawitacji. Z początku, kiedy zobaczyłem zwiastun, pomyślałem (ponownie tak jak ty), że nie zachywci. Niewymagająca fabuła dla ludz lubiących Transformersy itp… Jednak, kiedy w okół filmu zaczęło dziać się coraz więcej, zainteresowałem się nim bardziej, wywiady, recenzje… I z napięciem czekałem na Wasze opinie (Tytusa, Jaśka…). O ile łatwo jest ich zachwycić (w końcu kochają oni Pacific Rim) to Ciebie wręcz przeciwnie. Bycie fotografem zmusza do postrzegania filmów o wiele bardziej szczegółowo. Dlatego cenię sobie Twoją opinię o wiele bardziej od innych :)
„Perspektywa pierwszej osoby często dodaje dreszczy, a pierwsze 17-minutowe (!) ujęcie nakręcone zostało bez cięć i wymagało choreografii żywcem wziętej z rosyjskiego baletu.” – Czemu nikt o tym nie wspomniał! Już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć go w IMAX 3D!
PS doskonały tekst :) Proszę, pisz częściej. Ach i ten protekcjonalny ton – UWIELBIAM. Arlena jaką kocham <3
wittamina
Dzięki Adrian! To bardzo miłe! :) No i mamy podobne odczucia co do pierwszego 3D i „Avatara”, a nie zawsze się zgadzamy. ;)
Postaram się pisać częściej, chyba muszę się przerzucić na krótsze teksty, bo zawsze chcę krótko a wychodzi jak zwykle. Uściski!
Adrian Chudek
Jeszcze jedna ciekawostka odnośnie Grawitacji…
Jan Urbanowicz
Przepraszam bardzo ale co to ma znaczyć „O ile łatwo jest ich zachwycić (w końcu kochają oni Pacific Rim)”?! :) Wypraszam sobie, bo PR to świetny film! Tylko Nie dla Ciebie, bo Ty nie lubisz takich klimatów. :)
„Bycie fotografem zmusza do postrzegania filmów o wiele bardziej szczegółowo. Dlatego cenię sobie Twoją opinię o wiele bardziej od innych” kolejny raz wypraszam sobie. :) Jestem pedantem jakich mało i zwracam uwagę na szczegóły! Widzę paprochy z odległości kilometra na mojej podłodze.
„(…) Czemu nikt o tym nie wspomniał!” pisał o tym zarówno Tytus jak i ja. Ale więcej o tym i innych rzeczach związanych z filmem w jutrzejszym Małym Filmidle – i tak Arlena też tam będzie. ;)
wittamina
Oj już tak nie wypraszaj wszystkiego no. Nie wszyscy fani mogą być Twoi, niektórzy są moi. :)
Jan Urbanowicz
Wypraszam sobie ;)
Adrian Chudek
Do mnie dociera tylko to co mówi Arlena. Wybacz… Ale miłość platoniczna może być tylko jedna <3 I jest nią ONA! :)
Jan Urbanowicz
Jakbyś mnie darzył miłośćią (paltoniczną bądź inną) to bym był bardzo zdziwiony. ;)
Adrian Chudek
A powiedz, jak oceniasz sceny w samochodzie w Gatsbym? Czy coś w nich wg Ciebie jest nie tak? Twój pedantyzm coś wykrywa?
Jan Urbanowicz
To, że te sceny są nienaturalne do bólu.
Adrian Chudek
Ja nawet zauważyłem nieusunięty greenscreen za „panem policjantem” który prosi o wylegitymowanie Gatsbiego. W kinie byłem zafascynowany ogólnym efekciarstwem, ale kiedy obejrzałem spokojnie w domu 1080p film kompletnie przestał mi się podobać. Efekty byłby lepsze, gdyby były po prostu dopracowane, a nie są.
A co do tego, że nie wiedziałem jakim jesteś pedantem to już tylko Twoja wina! :) Bo za mało się poznaliśmy. Ja kochaną Arlenę zdążyłem już poznać i publicznie na tweetupach i też… prywatnie… xD Jeden wywiad mój drogi to za mało :D
Jan Urbanowicz
Ja film na razie widziałem tylko w kinie. Bluray na półce jeszcze nieodpakowany.
Przyjedź do Warszawy więc. ;)
Adrian Chudek
Żebyś wiedział, że kiedyś przyjadę :D Ale zrobię to dopiero wtedy, kiedy będę miał coś dużego Wam to zaprezentowania… Może się wyrobię do tweetupa warszawskiego…
Rogi
Jak lubię filmy w takim klimacie, tak Pacific Rim oceniam jako słaby, a 3D tam nie było.
Jan Urbanowicz
Nie wiem czy nie było, bo poszedłem na 2D. A film był MEGA :D
Joanna Kadłubowska
Obecne filmy 3D nie są polaryzowane, działają na zupełnie innej zasadzie. Tak w dużym skrócie: pasmo widzialne światła jest podzielone na kilka fragmentów, a okulary filtrują je tak, że jedne fragmenty lecą do prawego oka, a inne do lewego. Nie wiem, czy zauważyłaś, że jak się zakłada te okulary, to obraz robi się ciemniejszy – po prostu do każdego oka dociera dużo mniej światła.
Trochę więcej informacji: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kino_cyfrowe#Dolby_3D_Digital_Cinema
A co do samych filmów – widziałam kilka, w których było to zrobione byle jak (film wyglądał jak płaski teatrzyk z trzema planami, np. Załoga G), takich, w których ładnie uzupełniał obraz (np. Wolverine; nadal nie rozumiem, czemu nikt się nie śmiał na tym filmie, bo był przezabawny) i oczywiście Avatara, który potrzebuje 3D. Mam astygmatyzm i ogląda mi się dobrze. Jedyne co, to rzeczywiście, te ceny… A Tadkowe źródełko darmowych pokazów przedpremierowych się niestety wyczerpało
wittamina
A to ciekawe. Po samych okularach trudno rozpoznać technikę, bo szkło polaryzacyjne też odcina część światła i zaciemnia obraz.
Astygmatyzm ma różne postacie i są osoby, które prawie nie widzą różnicy a i takie, które mają spore problemy z widzeniem w 3D – pewnie zależy to od kształtu oka.
Joanna Kadłubowska
Gdyby było polaryzacyjne, byłaby gigantyczna różnica przy obracaniu głowy. Trzeba by przez cały film siedzieć prosto, jakby się kij połknęło.
wittamina
No masz rację. Jestę gupia. :)
Zbigniew Borowski
Bardzo dobrze napisane. Przekonałaś mnie, że nie ma co się zastanawiać, tylko trzeba iść to zobaczyć.
Na razie doświadczyłem jedynie zwiastuna, który jest puszczany w warszawskim kinie IMAX. Krótki, treściwy, ale mało mówiący o filmie. Mocny, to fakt, ale tuż po tym, jak zachwyciłem się jego zawartością, dopadła mnie myśl, że to prawdopodobnie kolejna zajawka, która pokazuje to, co najlepsze, a reszta to nudy. Jak widać – tak nie jest.
I jeszcze odnośnie DOBRYCH filmów w 3D. Tego wiecozra, kiedy zobaczyłem zwiastun „Grawitacji”, byłam na „Metallica: Through The Never”. Dla mnie mistrzostwo świata, jeżeli chodzi o trójwymiar, którym pogardzam tak, jak to tylko możliwe. Świetne wrażenia z koncertu legendy metalu, doskonałe poczucie głębi, bajeczna praca kamery. Jestem w stanie gorąco polecić każdemu, kto nie jest przekonany do możliwości technologii IMAX. Nawet moja dziewczyna, raczej mało oddana zespołowi, dobrze się bawiła.
wittamina
Dziękuję, Baronie! Miałam podobne odczucia właśnie na filmie z koncertu U2 kilka lat temu. IMAX to najlepsze kino dla takich filmów. Idź i opowiedz potem o wrażeniach. :)
Wojtek Burda
Do tych 2 obowiązkowych (potwierdzam) koniecznie warto dodać Metallica Through The Never (jak już ktoś wspomniał) oraz KONIECZNIE :) Tron: Dziedzictwo.
:)
BGN
Końcówka – nawiązanie do Monka?
Maciek
Trochę zawiodłem się na Grawitacji, po opiniach ekipy iMagazine spodziewałem się naprawdę czegoś niesamowitego, a to porostu dobry film. Nie żałuję, że wposzedłem do kina ale dostaje 7/10
Sylwia
Mój pierwszy film 3D to było chyba coś o podwodnym świecie – dokument robiony dla IMAXA i to było fajne :). Później regularnie chodziłam na filmy Zemekisa w 3D: Ekspres Polarny (pierwszy animowany pełny metraż dla IMAXA), Beowulf, Opowieść Wigilijna. Były też takie kwiatki jak Supermen z kilkoma scenami w 3d i okulary trzeba było wkładać i zdejmować.
A potem zaczął się szał zupełnie niepotrzebnego 3d. Owszem byłam i na filmach Burtona (słabo wykorzystane 3d) i na U23D (ciekawostka) i Avatarze (3d ratuje ten film) i na Tronie (to akurat świetnie wypadło i szkoda, że nie było przed Avatarem) i na Hobbicie i pewnie na kilku innych o których nie pamiętam, że były w 3D. I doszłam do wniosku, że większość reżyserów nie ma pomysłu na wykorzystywanie efektu 3D w swoich filmach, a to trzeba umieć. 3D to taka sama nowinka jak dźwięk, czy kolor, czy efekty specjalne kiedyś. Nie ma sensu chodzić na film tylko dla efektu, który został doczepiony na siłę (no może poza pierwszymi 3 razami ;) ). Zwłaszcza, że dobry film w 3D musi być zaplanowany i odpowiednio sfotografowany. Niektóre hity dużo traciły w 3d, bo akcja była zbyt dynamiczna i zbyt szczegółowa i tym samym męcząca. Dobrze to widać na przykład na reklamach w imaxie, które na wielkim ekranie wyglądają chaotycznie i człowiek zaczyna się zastanawiać czy nie siedzi zbyt blisko.
Ostatnio mocno się zastanawiam jaki format wybrać i przy tych bardziej klasycznych tytułach skłaniam się w kierunku kina 2d. Ale „Grawitacja” wydawała się mieć spory potencjał na 3D. Więc trzeba było dać jej szansę i rzecz jasna wybrałam Imaxa, żeby nie widzieć ramek i żeby zostać wciągniętym przez ekran. I tak było. I polecam. Chociaż film mocno amerykański i miejscami lekko patetyczny i choć czasem lekko przeginali z fizyką ;) to polecam. Nie jest to Odyseja Kosmiczna, ale myślę że to całkiem dobre kino.
Niestety 3d w popularnych multipleksach to ciężka sprawa dla okularnika (z astygmatyzmem), mają tam maleńkie okulary, które nałożone na moje podstawowe sprawiają, że ogląda się ciężko. Wielkość ekranu też ma znaczenie i tu nie ma się co czarować :). Za plus uważam fakt, że ostatnio w Imaxie pan przy wejściu zapytał mnie, czy oglądam w swoich okularach i dał mi odpowiednie (chyba większe) dla takich biedaków jak ja.
wittamina
A to ciekawe, muszę się rozejrzeć za tymi okularami 3D dla okularników. Fajnie, że „Grawitacja” też Ci się podobała. :)
Agnieszka
Dzięki za wpis!! Zastanawiałam się czy iść na ten film. Wahałam się nie tylko, czy wybrać 3D czy zwykły – http://tixar.pl/?s=grawitacja ale czy w ogóle iść, bo fabuła nie brzmi zachęcająco, ciężko wyobrazić sobie w nim Sandrę Bullock i w ogóle nie kręci mnie ten typ filmów. Teraz z ciekawości sprawdzę, jakie zrobi na mnie wrażenie! Oczywiście w wersji 3D :)
wittamina
Nie ma za co, cieszę się, że pomogłam Ci podjąć decyzję. Napisz koniecznie potem jak wrażenia! :)