Vine (czyt. wajn) to serwis z bardzo krótkimi filmami – o długości do 6 sekund, które automatycznie się odtwarzają i zapętlają, czyli grają w kółko. „Można zwariować” powiecie? Ano można. Ja już zwariowałam na jego punkcie.
Skąd się wziął Vine?
Vine powstał w czerwcu 2012 roku, 4 miesiące później został kupiony przez Twittera (o podstawach Twittera pisałam tutaj), a oficjalnie ruszył w styczniu 2013 r. – początkowo tylko jako aplikacja na iPhone’a. Wersję przeglądarkową serwisu dodano dopiero w maju 2014 r., właściwie tylko po to, by móc w niej przeglądać filmy, zwane właśnie Vine’ami, a nie by je tworzyć. Zatem Vine istnieje głównie na smartfonach i właśnie tu tkwi jego sukces. Aplikacja jest bardzo prosta w użyciu, a jednocześnie daje niesamowite możliwości, bo aby pokazać coś ciekawie w 6 sekund, trzeba mieć na to naprawdę sprytny pomysł.
Film kręci się bezpośrednio w aplikacji, dotykając ekranu – póki go dotykamy, nagrywamy materiał. Można też później ujęcia skrócić, zmienić ich kolejność, wyciszyć, ale też nagrać film w zewnętrznej aplikacji i potem zaimportować do Vine’a – byle się zmieścić w 6 sekundach.
6 sekund? Przecież to za krótko!
Okazuje się, że jednak nie. 6 sekund czasem wystarczy, by opowiedzieć historię, pokazać żart czy trik, zaśpiewać lub zagrać fragment piosenki. Najpopularniejsi wajnerzy robią śmieszne filmy, kręcą je metodą stop motion (czyli poklatkowo – łącząc zdjęcia w animację) lub tworzą muzykę.
Muzyka na Vinie
Fajne jest to, że na Vinie można wykorzystywać muzykę komercyjną (a przynajmniej na razie jest to dozwolone). Dlatego do zilustrowania filmu możemy śmiało wykorzystać fragment utworu, jak np. tu:
I zapętlać, i zapętlać…
Fakt, że wajny zapętlają się same też można kreatywnie wykorzystać, tworząc na przykład nieskończone utwory muzyczne, jak robią to na przykład:
Jerome Jarre
Na świecie, a szczególnie w USA, popularność Vine’a jest przeogromna. Serwis urósł do tego stopnia, że najpopularniejsi Vinerzy realizują kampanie reklamowe, kręcąc Vine’y po 10 000 dolarów i tylko z tego się utrzymują. Jedną z gwiazd Vine’a jest Jerome Jarre – młody Francuz, który podróżuje po świecie, zaraża swoim szerokim uśmiechem i właśnie dzięki Vine’owi odnalazł sens życia. Ja o Vinie dowiedziałam się właśnie wtedy, gdy usłyszałam o nim.
Dziś jest tak popularny, że rozpoznają go na ulicy i zapraszają na duże imprezy, które relacjonuje na Vinie i spotyka tam celebrytów. Ostatnio dostał propozycję współpracy wartą milion dolarów. To jego historia, którą warto poznać:
Vine w Polsce
O Vinie na Blog Forum Gdańsk bardzo ciekawie opowiadał Wojtek Wieman. Oczywiście wspominał głównie o twórcach z zagranicy (zajrzyjcie na jego wpis, podaje mnóstwo przykładów, Jerome’a też) i jak się okazało, dzięki jego prezentacji wiele osób na widowni dopiero dowiedziało się o tym serwisie, a inni, choć wcześniej o nim słyszeli, zainspirowali się do tego, by się bardziej uaktywnić. W Polsce wajnerów jest nadal bardzo mało, ale ta liczba rośnie i będzie rosnąć coraz szybciej.
Ja też zapętlam
Ja też zaczęłam się bawić Vine’em. Na razie eksperymentuję i robię to, co mi akurat przyjdzie do głowy – obok wielce doniosłych treści edukacyjnych (a naprawdę to nie), takich jak te:
bawię się ze stop motion:
do ról drugoplanowych zatrudniam koty:
a czasem po prostu stawiam na wygłupy, jak tu:
Dzięki temu widzę też, ile możliwości ma Vine i jak różnie można go wykorzystać. Niewiele jest serwisów, które dają tak szerokie pole do kreatywności. Warto Vine’a przetestować i sprawdzić, czy sami czasem nie odnajdziecie w sobie talentu mikrofilmowego.
Życzę bardzo dużo pomysłów! Śmiało się nimi dzielcie w komentarzach.
Pingback: Czy warto korzystać z Vine?()