23 marca 2015
I przede wszystkim po co? Do czego ludzie go używają? Tyle jest tych serwisów społecznościowych, jeszcze jeden nam potrzebny? I o co w nim w ogóle chodzi?
Snapchat jest inny niż inne serwisy. Tu wszystko jest chwilowe, bo za chwilę znika. Zdjęcia, filmy i wiadomości tekstowe w aplikacji są widoczne tylko przez 1-10 sekund, jeśli wysyłamy je do konkretnych osób (sami ustawiamy czas tej widoczności), a jeśli dodajemy do tzw. My Story, każde z nich też ustawiamy na 1-10 sekund, ale będzie można je obejrzeć dowolną liczbę razy przez 24 godziny od wrzucenia. Układamy sobie właśnie taką swoją historię z danego dnia.
I choć wszystko teoretycznie znika z naszego widoku i serwerów Snapchata (a sami twórcy przestrzegają przed wrzucaniem wrażliwych treści, bo wiadomo jak to jest - nawet ze zniszczonego dysku często da się odzyskać usunięte pliki), jest tylko jeden sposób, by zachować czyjeś zdjęcie - zrobić zrzut ekranu, czyli screenshota. Autor zostanie o tym poinformowany - ile zrzutów ekranu zrobiono z jego zdjęcia i kto konkretnie je zrobił.
Takie zdjęcie czy krótki filmik to snap (z angielskiego właśnie "fotka"), a chat to czat, wiadomo, czyli możliwość rozmawiania - możliwe jest wysyłanie wiadomości tekstowych na czacie (bez ograniczeń długości tekstu), które też znikną, jeśli ich nie dotkniemy, ale można także nawiązać połączenie wideo, które działa trochę jak FaceTime, a gestami w górę i w dół zmieniamy kamerki przednią i tylną.
Dla kogo?
Założenie było takie, by można było na bieżąco śledzić życie znajomych i rodziny. Do tego moim zdaniem Snapchat nadaje się najlepiej. Sama namawiam swoją mamę, żeby na smartfonie, który wreszcie za chwilę kupi, zainstalowała Snapa, to będzie wiedzieć, co na co dzień porabiam i przestanie suszyć mi głowę wiecznym "Bo Ty w ogóle do mnie nie dzwonisz i nie wiem, co u Ciebie".
Zresztą nawet pewne funkcje aplikacji wskazują na to, że tu nie chodzi o zbieranie followersów czy budowanie społeczności. Nie ma wyszukiwania użytkowników po nickach, nie ma polecanych użytkowników, nie ma informacji, kto kogo obserwuje, nawet nie wiemy dokładnie, ile sami mamy obserwujących. Na ekranie z naszym "profilem" jest nawet unikatowe logo z kodem z kropkami, który możemy przesłać znajomym - jeśli nakierują swój telefon z otwartym Snapchatem na ten kod, od razu dodadzą nas do obserwowanych. Czyli to apka dla znajomych.
Doskonale nadaje się też jako kanał do relacji z jakiegoś wydarzenia czy wyjazdu - "oto gdzie właśnie jestem, co widzę i co się dzieje". Razem z Pawłem i Agatą właśnie na Snapie relacjonowaliśmy nasz wyjazd do Barcelony na MWC, bo chcieliśmy pokazać dużo, a na Facebooku czy Twitterze niepotrzebnie zaspamowalibyśmy ludziom timeline:
Twórz!
Ciekawe jest to, że Snapchat to aplikacja, która od razu nastawiona jest na tworzenie. Dlatego gdy tylko ją uruchamiamy, wita nas po prostu... aparat. Zrób zdjęcie, nagraj filmik, a dopiero potem oglądaj, co stworzyli Twoi znajomi. To nie timeline, jaki znamy z Facebooka czy Twittera, to miejsce do stworzenia czegoś własnego.
A tworzyć można zdjęcia, nagrywać filmy do 10 sekund, dodawać do nich filtry, których dostępność zależy od lokalizacji - filtrem może być też specjalna grafika z nazwą miasta, aktualna temperatura, prędkość lub godzina:
Na obraz można nałożyć też tekst - w jednej linii na ciemnym tle lub większymi literami w dowolnym kolorze i orientacji:
No i wreszcie można po tych zdjęciach rysować. Jak to robią najlepsi, pokazuję niżej, ale zasada jest prosta - wybieramy kolor i smarujemy cienką linią po ekranie, domyślnie w którymś z żywych kolorów. Każdy z nas ma w sobie przedszkolaka, więc jeśli rysowanie kolorowymi kreskami nie jest fajne, to ja nie wiem co jest. Tutoriala w aplikacji nie ma, więc jeśli chcemy poznać sztuczki, takie jak jak uzyskać biały kolor, czarny, szary lub inne, trzeba sobie tego poszukać w sieci. Tu kilka trików.
Każdy użytkownik zbiera też punkty za liczbę interakcji z innymi, ale te punkty mają takie samo znaczenie jak w teleturnieju "Whose Line Is It Anyway?", czyli żadne.
Skąd się wziął Snapchat?
Twórcy Snapchata, Evan Spiegel i Bobby Murphy, wpadli na pomysł stworzenia aplikacji na studiach, gdy ich kolega przyznał się, że żałuje, że wysłał komuś zdjęcie z telefonu. Wymyślili więc, że zrobią apkę, w której zdjęcia będą ulegać autodestrukcji, jak wiadomości w filmie "Mission: Impossible".
Dlaczego jest taki popularny?
Przede wszystkim jest prosty. Prosty dla młodzieży (połowa użytkowników jest w wieku 13-17 lat, a tylko 20% powyżej 25 lat - dane z lipca 2014), która urodziła się w erze internetu, a razem z nauką alfabetu uczyła się obsługi smartfona, więc ma opanowane smartfonowe gesty. Bo Snapchat gestami stoi. Tu nie ma zbędnych menu, tekstów na ekranie, tutoriali. Tu się przede wszystkim dotyka ekranu - aby obejrzeć snapa, musimy stale przytrzymywać palcem ekran - swipe'uje, czyli przesuwa palcem po ekranie (tak dodajemy filtry albo przechodzimy do innych części aplikacji), stuka raz lub dwukrotnie (dwa stuknięcia zmieniają kamerkę z przedniej na tylną), stuka drugim palcem, by przejść do następnego snapa w My Story i nie musieć oglądać aktualnego do końca (bo czasem 10 sekund to dla nas za długo) - żadna inna aplikacja nie korzysta z gestów w taki sposób.
Snapchat od samego początku miał założenie, by działać znacznie szybciej niż inne aplikacje służące do wysyłania zdjęć. To był najłatwiejszy sposób, by skutecznie i od razu wysłać fotkę znajomemu - aplikacja mocno kompresuje zdjęcia, więc są one znacznie gorszej jakości, niż pozwalają na to możliwości aparatu w danym telefonie, ale najwyraźniej nie ma to aż takiego znaczenia.
Poza tym to kolejny serwis, gdzie jesteśmy anonimowi (jak w popularnym, choć podobno już nie tak jak jeszcze rok temu, Ask.fm) - nie trzeba tu podawać imienia i nazwiska, nie buduje się też żadnego portfolio ani osi czasu, bo wszystko przecież znika. Gdyby się nad tym zastanowić głębiej, to przecież on najbardziej ze wszystkich serwisów przypomina... real, czyli rzeczywistość. Każda chwila jest ulotna, nie powtórzy się, nie odnajdzie więcej nas, jak śpiewała Beata. Nowych znajomych też poznajemy jako tabula rasa - na czole nie mają wypisanego CV, dopiero zaczynamy ich poznawać od zera. Tak samo jest i tutaj.
Artyści ze Snapchata
Są użytkownicy, którzy mają tysiące a nawet miliony obserwujących, ale to zwykle ci, którzy zbierają fanów z innych platform - YouTuberzy, Vinerzy, celebryci. Dla nich Snapchat to zwykle dodatkowy serwis. Ale są też gwiazdy, które urodziły się właśnie na Snapie. To artyści, którzy świetnie wykorzystują narzędzie rysowania w aplikacji, a ich dzieła sztuki krążą po internecie.
Należą do nich m.in. sushmit93 czy geeohsnap:
Miologie czy CyreneQ:
Ta ostatnia u siebie na Instagramie nawet pokazuje na filmie, jak powstaje taki rysunek. Są też twórcy jak ta autorka, której nicka niestety nie udało mi się znaleźć, a prezentujący jej dzieła redaktor nie raczył go podać:
Pieniądze na Snapie
Twórcy Snapchata w listopadzie 2014 roku dostali dwie oferty kupna serwisu - od Facebooka i od Google, odpowiednio za 3 i 4 miliardy (tak, miliardy) dolarów. Obie odrzucili. Widać, że oglądają "Akademię Pieniądza" Krzysztofa Kanciarza.
Snapchat zarabia na materiałach sponsorowanych - od niedawna pojawiają się zwiastuny filmowe, relacje z dużych wydarzeń komercyjnych, a ostatnio także serial dla młodzieży - oraz na współpracy z 11 tytułami, które od niedawna umieszczają swoje treści w specjalnej zakładce Discover. To materiały podane w uproszczonej formie - zdjęcia, wideo, krótkie ilustrowane artykuły, które też co 24 godziny się zmieniają. Wydawcom daje to możliwość dotarcia do młodszych odbiorców, którzy niekoniecznie zaglądają do prasy czy telewizji. Te treści też oczywiście obsługujemy gestami.
Inna obecność pieniędzy w Snapchacie to możliwość robienia... przelewów między użytkownikami. Na razie jest to funkcja dostępna tylko w USA i polega na podpięciu do profilu informacji o koncie bankowym, a potem wpisaniu kwoty w wiadomości do konkretnej osoby i proszę bardzo, właśnie zrobiliśmy przelew.
Jak ja używam Snapchata?
Traktuję go jako zabawę. Wrzucam zdjęcia moich kotów z głupkowatymi podpisami, bardzo ważne i złote myśli oraz porady życiowe (tak naprawdę to wcale nie takie złote):
Przepisy na to, co właśnie jem - przepis w 4 sekundy? Da się!
I inne heheszki dnia codziennego:
Bo właśnie do tego moim zdaniem jest Snap - do "Jem zupę". Dzięki temu z takich treści można spokojnie zrezygnować na Facebooku i Twitterze i przenieść właśnie tu, bo tu widać tylko dziś.
Snap jest też bardzo szybki w obsłudze. Nieraz zdarzyło mi się zrobić szybko zdjęcie z samochodu, gdy stałam na czerwonym świetle. Przesuń w prawo (czyli nałóż filtr), kliknij ikonę z plusikiem (czyli dodaj do My Story) i gotowe.
Zamiast dodawania snapów do My Story (dla niektórych niestety oprócz), można je wysłać do konkretnej osoby lub osób. Ja traktuję to jak wiadomości prywatne, czyli personalizuję zdjęcia czy filmy, bo kieruję je do kogoś wybranego. Jeśli zatem dodaję coś do My Story, to już nie wysyłam tego oddzielnie (dublując treść) do wybranych osób, bo oni i tak to zobaczą. Użytkowników, którzy tak robią, usuwam z obserwowanych, bo spamu nie lubię. Choć Karol Paciorek pewnie powie inaczej, tzn. że lubię spam, bo potrafię wrzucić 10 czy 15 snapów dziennie, ale on się nie zna, bo jest stary i używa Snapa jak dziadek z XX wieku, wrzucając jedną fotkę dziennie. Snap nie tak działa, bo tu liczy się chwila, a że ona krótko trwa, normą jest umieszczanie więcej treści dziennie. Dobra praktyka to max. 90 sekund łącznie materiału na 24 godziny.
Kogo warto obserwować?
No właśnie, tu jest problem, bo do obserwowanych możemy dodać tylko taką osobę, której nick znamy - ktoś ją poleci lub znamy ją skądś inąd i ona zaprasza również na Snapa. Możemy wtedy śledzić naszych ulubieńców, by zobaczyć, jak wygląda ich codzienność. Z twórców zagranicznych obserwuję amandacerny, brittanyjfurlan (moją ulubioną wajnerkę), caseyneistat i jeromejarre. Warto też zajrzeć na konta mashable, newyorkermag czy theverge.
W Polsce profesorem Snapa jest wpływowa blogerka hania.es, która niejedno indywidualne szkolenie ze Snapa już zrobiła (ja również jestem jej padawanem) i zna dobre praktyki, którymi chętnie się dzieli na swoim wpływowym blogu.
Ja osobiście lubię tych użytkowników, którzy tworzą zabawne, inteligentne albo przynajmniej ciekawe treści. Takich jak np. billie_sparrow, karolpaciorek, kubajankowski, menagoo, pawelorzech, tytusholdys, uapsiabiduba czy ziolofil.
Czy to strata czasu?
Mnie Snapchat sprawia frajdę, bo daje możliwości, jakich nie ma w innych serwisach. Może kiedyś mi się znudzi, ale na razie - jeśli coś jest dobrą zabawą, to nie może być stratą czasu. Wiele osób, szczególnie starszych niż licbaza, przed Snapem się broni, bo jest właśnie taki inny. Moim zdaniem cóż - to znak czasów. Widocznie była potrzeba na taki serwis, a świat może idzie właśnie w tym kierunku. Ja tam lubię być na bieżąco i wiedzieć, co jest na topie, żeby się za szybko nie zestarzeć (tu miejsce dla żartownisiów, którzy powiedzą, że już i tak za późno). Dlatego polecam Wam zerknąć, poznać zjawisko z pierwszej ręki, żeby potem móc wydawać osądy i stwierdzić, czy to dla mnie, czy nie. Na pewno warto spróbować i się nie bać. A nuż się spodoba. Polecam!
Pingback: Przegląd miesiąca #marzec - Mrs. Lifestyle()
Pingback: 13 artykułów, dzięki którym przestaniesz się bać Snapchata()
Pingback: Poznawanie nowych lądów | Zaczytaj się!()
Pingback: Małżeńskie dialogi, czyli jak zostałam złą żoną | Nishka()
Pingback: Absurdy z ulicy: Social media, czyli walka dobra ze złem | Inconvenient Words()
Pingback: Pozdrowienia z …()
Pingback: Pozdrowienia z ... - dr Lifestyle()
Pingback: Co to jest Snapchat? | KWTW | Youtuberzy.maxpo.pl()
Pingback: O Snapchacie zdjęć kilka – Cienistość.pl()