Widzisz kogoś, kogo znasz z telewizji, internetu czy innego niszowego medium. Mija Cię Krzysiek Gonciarz albo na ławce obok Ciebie siada Doda, albo o ogień prosi Cię Janusz Gajos. Kurde, co za szansa! Fajnie byłoby uścisnąć rękę, powiedzieć coś inteligentnego, a najlepiej w ogóle dłużej pogadać, pośmiać się razem, pójść na obiad, nawiązać wspaniałą przyjaźń i zapraszać się z rodzinami na wspólne grille. Niestety zwykle udaje się tylko wydukać „Nie mam zegarka” i gapić się. A nawet nie pytał o godzinę. Jak się zachować?
Pamiętacie tę scenę w „Notting Hill”, gdy Will przyprowadził Annę Scott – bardzo znaną aktorkę – na urodziny siostry? To ona:
Reakcje na znaną osobę są różne, ale żadna z nich nie jest normalna. Każdy z nas miał to samo. Onieśmiela nas celebrytyzm – przez to, że kojarzymy kogoś z ekranu czy obrazka, ten ktoś wydaje nam się jakiś lepszy czy mądrzejszy albo ładniejszy, albo w ogóle po prostu bardziej. Nawet gdy zauważymy taką osobę gdzieś w oddali, jakoś głupio podejść, no nie? Popatrzymy ukradkiem i pomyślimy „E nie, bo z kimś gada, pewnie zajęty i w ogóle co ja powiem?”.
To najtrudniejsze pytanie: „Co powiem?”.
Czego nie robić, gdy spotkasz celebrytę?
Spotkania z celebrytami pięknie pokazał krótki film Matthew Frosta, w którym dwie dziewczyny spotykają Kirsten Dunst. Najpierw obejrzyjcie, potem czytajcie dalej. Link tutaj.

One nawet się nie witają, nie przedstawiają, nie proszą o zgodę na zdjęcie. Przekraczają strefę intymności, tuląc się do aktorki i robiąc selfie. A potem rozmowa jest już zbędna i – jak widać – zbyt trudna. Liczą się tylko lajki i tagi. Wreszcie między sobą wymieniają tytuły filmów, z których kojarzą aktorkę. Wystąpiła w jednym z nich.
Co Ty mówisz, gdy spotykasz celebrytę?
Zazwyczaj mówimy wtedy jakieś frazesy typu „Znam wszystkie pańskie filmy – i te polskie, i te zagraniczne” (co rzadko jest prawdą) albo „Super płyta!” i… nic więcej nie przychodzi nam do głowy. Jeśli utkniemy razem w windzie, po tym pierwszym zdaniu zapadnie niezręczna cisza.
Podejść czy nie?
Jeśli nie znamy lub lubimy danej osoby za bardzo, to lepiej dać sobie spokój i nie podchodzić wcale. Po co zawracać komuś głowę? Minęłam kiedyś Korę w sklepie spożywczym. Nie mam jej nic do powiedzenia, to nie zaczepiałam. Innym razem jadłam obiad w tej samej restauracji, co Monika Brodka. Nie jest specjalnie bliska memu sercu, więc też nie zawracałam głowy. Akurat usiadła naprzeciwko mnie przy sąsiednim stoliku. Gdy dostałam zamówione danie, wyjęłam aparat, żeby zrobić mu zdjęcie (fotografowałam jedzenie, zanim to było modne i zanim był Instagram), a wtedy usłyszałam, że Brodka „szeptem” mówi do swojej towarzyszki: „O nie, wszędzie ci paparazzi”. Nie zauważyła nawet, że skierowałam obiektyw w talerz, a nie w nią, dlatego ją uświadomiłam, życząc smacznego. Oto zdjęcie, które wtedy zrobiłam:

Podchodzę i co dalej?
Ale gdy zdarza się, że napotkana osoba faktycznie ma dla nas jakieś znaczenie, fajnie jest po prostu… powiedzieć coś szczerze. Po pierwsze najłatwiej jest powiedzieć prawdę, bo nie trzeba jej wymyślać, a po drugie szczera wypowiedź często może być miłą odmianą dla napotkanego celebryty.
Nawet jeśli będzie to:
1) „Dzień dobry, bardzo panią lubię, więc chciałem się tylko przywitać i nie wiem, co jeszcze powiedzieć, więc nie przeszkadzam i życzę miłego dnia!”.
albo
2) „Jest pan tak popularny i tak mnie pan onieśmiela, że zupełnie nie wiem, co powiedzieć, a jednocześnie nie chcę wyjść na kretyna. Czy pan też tak czasem ma?”. I już atmosfera rozluźniona.
albo
3) „Chciałbym teraz powiedzieć coś inteligentnego, żeby panią rozbawić, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Może pani ma jakiś pomysł?”.
Ja sposób na szczerość wypróbowałam kilka razy.
Celebryta nr 1
Kilka lat temu po koncercie w zaprzyjaźnionej Ergo Arenie na zapleczu spotkałam Andrzeja Piasecznego. Nasza rozmowa wyglądała tak:
– Cześć, jestem Arlena.
– Andrzej.
– Wiesz co, jak byłam nastolatką, mieszkałam w małym mieście, gdzie w sklepie muzycznym przed koncertem podpisywaliście z Mafią płyty. Stałam na mrozie przed tym sklepem w kolejce i jak już byłam przed samymi drzwiami, Wy stwierdziliście, że już koniec autografów i pojechaliście sobie.
– No wiesz, co Ci mogę powiedzieć? Przepraszam Cię. Może Cię uścisnę?
– OK.
I było fajnie. Z tego spotkania nie mam zdjęcia, bo czasem lepiej jest pogadać.
Celebryta nr 2
Raz podczas przedświątecznych zakupów w galerii minęła mnie Anita Lipnicka. Nie jestem jej wielką fanką, ale szanuję ją i w pewien sposób wpłynęła na moje życie – w wywiadzie, w którym powiedziała, że nauczyła się grać na pianinie dopiero po trzydziestce, zainspirowała mnie do tego, żebym sama zapisała się na lekcje gry. Wcześniej mi się wydawało, że tego trzeba się zacząć uczyć w maleńkości, jak baletu. Dlatego gdy ją zobaczyłam, pomyślałam, że jej za to podziękuję. Może jej będzie miło. Podeszłam więc, przeprosiłam, że zaczepiam i powiedziałam właśnie o tym wywiadzie i lekcjach muzyki. Zapytała, jak mi idzie. Mówię, że chyba dobrze, bo uczę się już dwa lata. Na to ona, że trzyma kciuki. I tyle. Życzyłam wesołych świąt i nie chciałam dłużej przeszkadzać.
Tu też zdjęcia brak.
Celebryta nr 3
I wreszcie moje ulubione spotkanie to rozmowa z Joanną Kołaczkowską z kabaretu Hrabi, którą uwielbiam. Spotkałam ją dwa razy. Pierwszy był kilka lat temu, gdy jeszcze miałam więcej poczucia żenady i też tylko dukałam „Yyyy autograf?”. Wtedy też udało się poprosić o zdjęcie, ale pomysłu na rozmowę brakło. Standardowe zaćmienie przy znanej osobie. W angielskim mają na to nawet specjalny przymiotnik – jesteś wtedy star-struck, czyli „uderzony przez gwiazdę”. I tu jest to zdjęcie, ale spójrzcie tylko na tę głupotę bijącą z mych oczu. Widać, jakie to nieopierzone jeszcze było.

Za drugim razem, kilka tygodni temu, było już lepiej. Po przywitaniu mówię tak:
– Pani Joanno, kiedyś byłam na występie Hrabi, pod koniec którego kazaliście wychodzić, zanim zejdziecie ze sceny.
– No tak, program „Syf i malaria”.
– Właśnie. Kazaliście kląć i w ogóle narzekać, że beznadziejny występ. Więc ja wyszłam i panią oplułam!
– O rany, to fantastycznie! Bo wiecie jak to jest, ludzie niestety nie chcą wychodzić. Super!
Celebryta nr 4
W internecie też są celebryci. Dla mnie takim idolem jest Cezik. Pisałam o nim już kiedyś przy okazji hejtu. Szanuję go mocno za talent i pomysły, a poza tym pochodzimy z sąsiednich miast – on z Gliwic, ja z Zabrza. Dlatego gdy go poznałam, właśnie do tego nawiązałam. On na to:
– O, Czesław też jest z Zabrza.
– No widzisz, a jednak fajny, nie?
– Fakt. Kurde, trochę głodny jestem.
– Znam dobry kebab tu w Sopocie. Idziemy?
I poszliśmy na kebab. Było fajnie.

Celebryta też człowiek
Czemu o tym piszę? Może niektórzy z Was wybierają się jutro na Blog Forum. Tam zawsze pojawia się masa celebrytów z internetu, a w tym roku będą i ci z telewizji. Czasem człowiek głupieje od tego fejmu, a potem żałuje, że nie podszedł. A pomyśleć sobie trzeba tak, że po pierwsze to też są zwykli ludzie, po drugie postawcie się w ich roli – jak Wy chcielibyście być potraktowani, gdyby podszedł do Was fan, a po trzecie – na pewno mogą się zmęczyć tym, że ktoś stale podchodzi tylko po to, by poprosić o autograf czy walnąć sobie selfie i już. Wszystkim można się zmęczyć. Gdy pracujesz w cukierni, po pierwszych dwóch tygodniach też już nie możesz patrzeć na torty.
Dlatego jeśli już podchodzimy, to na początku zawsze trzeba przeprosić, przywitać się i w ogóle zachować chociaż pozory kultury, pytając, czy można. A szczera rozmowa może być fajną przygodą i dla Was jako fanów, i dla celebryty, znużonego pozornym zainteresowaniem, które właściwie jest tylko polowaniem na lajki. Dlatego więcej odwagi, bo warto podchodzić! Ale podchodzić i rozmawiać z sercem. I z głową, rzecz jasna. To polecam jak zwykle.